Minął tydzień, rana na głowie Harry'ego już powoli się goiła, ale wciąż nosił bandaż na swojej głowie. Wyglądał zabawnie z białym paskiem, spod którego wychodziły niesforne loki. Odgarniałam je od czasu do czasu, ale chwilę później on poruszał głową i wszystko wracało do punktu wyjścia.
Na szczęście wypuścili go w dniu kiedy mieliśmy polecieć na Prowansję, więc bez żadnego stresu wsiedliśmy do samolotu i wyruszyliśmy w podróż nad Lazurowe Wybrzeże. Co prawda w tym okresie nie było festiwalu w Cannes, ale i tak wiedziałam, że będzie to dla mnie niesamowite przeżycie. Nigdy wcześniej nie byłam w tej części Francji, właściwie dzięki chłopakom zaczęłam podróżować, wcześniej nie było mnie stać na wyjechanie z Londynu. Wolałam wziąć dodatkowy etat, niż urlop, z którego i tak bym nic nie miała, chyba, że kilkadziesiąt funtów mniej na koncie.
Teraz siedziałam na balkonie w luksusowej willi, a kłącza bluszczu rzucały drobny cień na moje stopy. Słońce idealnie padało na moją twarz muskając ją swoimi jasnymi promieniami, Harry leżał na materacu dryfującym po płaskiej tafli basenu, który był z każdej strony był otoczony roślinnością obrastająca wzgórza Prowansji.
-Ellie, przyniesiesz mi coś do jedzenia?-usłyszałam z dołu.
-W ciągu piętnastu minut chcesz pochłonąć kolejną kanapkę?-zażartowałam nawet nie podnosząc się z metalowego krzesła.- To ja powinnam się opychać ze względu na ciążę, a nie ty.
Usłyszałam cichy jęk,a potem cichy plusk wody co oznaczało, że nie zamierzał się ze mną kłócić tylko samemu przygotować sobie jakieś jedzenie. Zachowywał się od niedawna jak Niall, cały czas głodny... Albo mi się zdaje, ale przytył dobre dwa kilogramy. Mnie mała zjadała, więc zamiast tyć, chudłam, przynajmniej na wadze, bo mój brzuch przypominał już małą okrągłą piłkę. Nie czułam się z tym dobrze, bo część ubrań , które wzięłam do niczego się już nie nadawały, szczególnie rurki z wysoką talią, ich nie sposób było nawet wsunąć powyżej kolan. Byłam opuchnięta, było to widać nawet po stopach, ale niestety nie miałam tutaj ginekologa, a wyjazdu nie będę psuć, bo wyglądam jak balon. Przecież i tak nikt oprócz Harry'ego mnie tutaj nie widzi.
Odłożyłam książkę na stolik i powolnymi krokami zeszłam po drewnianych schodach, które skrzypiały przy każdym ruchu. Kuchnia była urządzona w starym francuskim stylu, zresztą jak cały dom. Ściany w kolorze pudrowego różnu idealnie zgrywały się z białymi elementami dekoracyjnymi i meblami w kolorze seledynu. Na stole przykrytym śnieżnobiałym obrusem była ustawiona zastawa dla sześciu osób, a nie dwóch jak zwykle. Spojrzałam na Styles'a, ale on był zajęty przygotowywaniem późnego drugiego śniadania, którego aromat roznosił się po całym domu, niczym zapach lawendy, która była praktycznie w każdym miejscu.
Nic nie mówiąc przeniosłam się do salonu, który zamiast ścian miał meblościanki, na każdej z półek były książki. Niestety wszystkie w języku francuskim, więc musiałam polegać na swoich, które przywiozłam ze sobą. Sophie, bo tak nazywa się znajoma Hazzy, która wynajęła nam ten dom musiała poświęcić wiele czasu na dobranie dodatków, bo całość sprawiała niesamowite uczucie domowego ciepła.
Z zamyślenia wyrwały mnie znajome głosy.
-Ellie, Liz, Beth, Eliza-darła się całą piątka obsiadając mnie z każdej strony. Nie miałam pojęcia, że cały zespół tutaj przyjedzie, nawet Liam czy Zayn. Przytuliłam każdego z osobna i posłałam im szeroki uśmiech.
-Co wy tu robicie?-zapytałam opierając ręce na drewnianym fotelu na biegunach.- Nie pamiętam, żeby Harry mnie uprzedzał...
-Bo to niespodzianka-wydarł się Irlandczyk.- On wie od pięciu minut... Nie cieszysz się, balonie?
-Nie jestem balonem!-ostro się sprzeciwiłam. -Może jestem trochę spuchnięta, ale balonem nie jestem!
-No, nie bulwersuj się tak, El-powiedział Tommo obejmując mnie jednym ramieniem.- Ale powiedz mi, po co wam umywalka w przedpokoju?
-To już tak było!-krzyknął loczek z kuchni starając się przekrzyczeć gwizd czajnika.- My niczego tutaj się nie dotykaliśmy...
-Nawet łóżka?-Lou uniósł prowokująco jedną brew, a ja posłałam mu kukstańca w bok.-No nie wściekaj się tak, ja tylko żartuję, to wiadome, że robicie to na podłodze... Albo na tej niesamowitej kanapie w paski-odepchnął mnie i rzucił się na nią.-Mogę ją wywieść do naszego kompleksu? Od teraz to jest moja nowa miłość...
-A ja to co?-do salonu wszedł Harold w fartuszku w poziome niebiesko-czerwone paski.
-Ciebie zawsze będę kochać!
-A o mnie to już zapomnieli-odchrząknęłam,a chwilę potem wybuchłam śmiechem. Oni byli sobie przeznaczeni, a ja byłam pomiędzy nimi jak ta kanapa, ale Lou nie był o mnie w przeciwieństwie do Hazzy, który bał się, że straci swojego najlepszego przyjaciela przez pasiastą sofę.
-Nie, o tobie nie da się zapomnieć!-krzyknął Horan, który dopiero co wrócił z wyprawy do lodówki, skąd przyniósł paczkę kabanosów, na które rzuciła się cała czwórka. On został sam z jednym i z podkówką na ustach. Podeszłam do niego i objęłam w pocieszającym geście.- Och, Elizo, masz jeszcze jedną paczkę?
-Tak, ale nie dzielisz się z tymi zwierzakami-powiedziałam znacząco się na nich patrząc, opuściliśmy salon i usiedliśmy oboje na taboretach pomalowanych na biało.- Jak tam życie, mój głodomorze?
-Opowiem ci jak dasz mi te kabanosy!-powiedział przyglądając się lodówce z utęsknieniem. westchnęłam i podniosłam się i zgięta w pół podeszłam do szafki i wyjęłam żarcie dla Niall'a, następnie doczołgałam się z powrotem.- Aż tak ci ciężko?-zapytał zaniepokojony.
-Nie, kurde jest lekka jak piórko-powiedziałam z sarkazmem.- Oczywiście, że mi ciężko!
-Skąd wiesz, że to ona? Jak ją nazwiesz? Obiecałaś mi, że będę ojcem chrzestnym! Pamiętasz?-miał słowotok i nie było możliwości, żeby nad nim zapanował, nawet kabanosy.- Boziu, ona będzie najsłodszą istota na ziemi, nawet słodszą od Lux! Harry na pewno ją pokocha! Jesteście taką dobraną parą! Kiedy ślub?
-Kto z kim bierze ślub?-zapytał Payne, który wszedł teraz do środka pomieszczenia.- Oświadczył ci się?-zapytał z nutką kpiny, ale ja tego nie zauważyłam. Uważnie przyjrzał się mojej lewej dłoni, ale nie znalazł na niej niczego ciekawego.
-Liam, chciałabym na osobności porozmawiać z Niall'em, więc możesz już wyjść...?-zasugerowałam patrząc na niego niezbyt zachwycona tym, że stał obok nas.
-Spoko, ja chciałem tylko wodę-zaczął nerwowo się rozglądać po blatach, z trudem się podniosłam i z drugiej szafki od drzwi wyjęłam butelkę mineralki, a następnie podałam mu ją.- Dzięki, nie będę wam już przeszkadzać-wyszedł, a ja odetchnęłam z ulgą.
-Nie trawicie się wzajemnie? Przecież rozstaliście się w przyjaźni... Coś się zmieniło?
-My się zmieniliśmy-odpowiedziałam, spuszczając wzrok na swoje opuchnięte stopy.- Nie jestem już tą nastolatką, z którą chodził przez dobre dwa tygodnie. Kochałam go, ale już nie jestem tą Ellie, którą znał. Nie widzę powodów, dlaczego mielibyśmy do siebie wrócić.
-A ja widzę-stwierdził przyglądając mi się uważnie.- Oboje jesteście dla siebie stworzeni, ale oczywiście ty tego nie dostrzegasz. Oboje przyciągacie się jak metal i magnes. Jest pomiędzy wami taka magia, nie ma jej pomiędzy tobą, a Harrym, ani przy Liamie i Danielle. Takie jest moje zdanie i w głębi duszy będę wierzył, że kiedyś wrócicie do siebie i będzie to najlepsza chwila w waszym jak i moim życiu. Będę wam kibicował, mimo że ty nie chcesz już na niego patrzeć, chyba, że udajesz.
-Horan, zamknij się- miałam już dość jego kazań. Miał rację, miał cholerną rację, ale ja nie chciałam w to wierzyć. Liam nie był dla mnie, byłam przeznaczona Styles'owi, a nie Paynee'mu. Nie chciałam się z nim zgadzać, ale chyba nie miałam innego wyjścia. W głębi duszy kochałam Payne'a mimo wszystkiego, ale oczywiście nie mogłam się do tego przyznać.
Zamiast przyznać mu rację wybiegłam przez taras do ogrodu, a stamtąd ruszyłam w stronę pustych wzgórz, gdzie gospodynie na sznurkach wywieszały świeżo wyprane prześcieradła i bieliznę. Nie zwracałam uwagi na to, że blondyn krzyczał moje imię i prosił o to, żebym wróciła. Starałam się jak najszybciej zostawić całą piątkę za sobą, co było dużym wyczynem z japonkach ze spuchniętymi nogami i spadającymi spodenkami.
Od autorki: więc znowu rozdział, wręcz wybłagany, ale jest, więc już na mnie nie krzyczcie, dziewczyny.
Moja psychika wciąż nie jest w normalnym stanie, ale informuje was tak bez głębszego sensu, że pojawiła się zapowiedź do shota mojego autorstwa ( link )
No i to chyba wszystko.
Życzę wam jeszcze na koniec strasznego chalołinnnn xdd
31 października 2012
22 października 2012
|43|
Dzisiaj wreszcie namówiłam Harry'ego do wyjścia z łóżka, bo jak już położył mnie na tej podłodze to przez kilka godzin nie chciał mnie puścić, tak samo było na drugi dzień tylko, że tym razem nie na twardej posadzce, ale miłym materacu. Teraz obiecałam sobie nie ulegać jego minom, ani prośbom tylko wstać o tej ósmej i pójść nawet samotnie w dół, ku turkusowi morza.
Tak jak postanowiłam, obudziłam się kilka minut przed śpiochem, przynajmniej tak mi się wydawało, ale kiedy chciałam już się podnieść położył na mnie swoje łapsko, a ja się rozpłynęłam. Nie, nie mogę mu ulegać, nie chce iść ze mną, jego problem. Udowodnię mu, że umiem się bawić bez niego, lepiej niż z nim samym. Zsunęłam jego dłoń ze swojego biodra, ale on był uparty i wciąż nie ustępował, cały czas kładł na mnie ciepła rękę, a wtedy serce zaczynało ruchać moje płuca.
-Zostań ze mną jeszcze czy minuty...-mruknął nie otwierając powiek tylko na ślepo błądząc po moim ciele w poszukiwaniu warg, ale ja szybko się podniosłam, chociaż niechętnie. Bez niego czułam się pusta, a kiedy byłam z nim było jeszcze gorzej, myślałam już, że mam zawał, ale chwilę później zdawalam sobie sprawę, że to tylko miłość tak na mnie działa.
Nie zdążyłam poruszyć się o krok, bo złapał mnie za rekaw szlafroka. Nie dopuszczę do tego, żeby delikatny materiał powstrzymał mnie przed chodzeniem po pięknych wzgórzach Santorini, więc nie wiele myśląc jedną ręką rozwiązałam szlafrok. Upadł na ziemie, a ja kompletnie naga podeszłam do walizki i wyjęłam potrzebne ubrania- jeansowe szorty i biało-koralową bluzkę w paski z kieszonką na piersi. Powolnym krokiem skierowałam się do łazienki, przy tym prowokujac każdym ruchem Styles'a, aby podniósł się z materaca i dołączył do mnie. Niestety nie podziałało, powinnam się zapisać na jakiś kurs uwodzenia czy kokieterii, bo zupełnie mi nie wychodziło. Nawet faceta z łóżka nie mogę wyciągnąć, ale przecież Haz był nieprzecietnym facetem, więc to szkolenie by nie pomogło przy tym śpiochu. Za nic w świecie nie wyszedłby z łóżka, aby powłóczyć się po jakimś miasteczku. 'Co z tego, że jest urocze, ja wolę pozwiedzać każdy centymetr kwadratowy materaca'-tak powiedział wczoraj, więc dziś odpowiedziałby to samo. Jutro pewnie też, więc już wolałam iść sama, niż słuchać jego narzekań jak mu gorąco czy jak buty go uwierają, kiedy schodzi z górki lub innych podobnych do poprzednich.
Umyłam się i nie kłopotałam się suszeniem włosów, bo wiedziałam, że na słońcu zaraz wyschną, a nie chciałam jeszcze ich niszczyć suszarka, bo i tak wyglądają jakby się w nią wkręciły. Ubrałam się i nasmarowałam kremem z filtrem, bo lubiłam swoją jasną karnację, o którą dbałam od kilku lat, unikając słońca jak ognia. Opuściłam zaparowaną łazienkę i kiedy zajrzałam do sypialni, zauważyłam, że pod kołdra nie ma już kochanej szopy. Jaka siła wybawila go z łóżka- teraz tylko to mnie intrygowało, nigdy wcześniej dobrowolnie nie wychodził z łóżka chyba, że jednak udało mi się... Wierzyłam w mój talent do kokietowania mężczyzn, dopóki nie zobaczyłam go jedzącego crossanta, którego musiał kupić, bo nasza zasobność rzeczy zjadalnych wynosiła -nic. No chyba, że mydło można by było zjeść na śniadanie. Podeszłam do niego na palcach i cmoknęłam w lekko zaróżowiony policzek. Uśmiechnął się pod nosem i dotknął wolną ręka moją dłoń, spoczywającą na jego nagim ramieniu.
-Byleś na zakupach?-zapytałam odgryzając kawałek rogala posmarowanego gruobo nutellą i biorąc kubek z jeszcze parującą kawą.
-No coś ty, ja nie wyszedłbym w samych bokserkach na miasto-usiadłam na przeciwko niego, a on delikatnie się uśmiechnął.-Poprosiłem chłopca o coś na śniadanie, ale nie wiedziałem, że za dwadzieścia euro można kupić tylko dwa crossanty. Wykorzystują biednych turystów, a oni biedni umierają z głodu.
-A nie pomyślałeś, że ten chłopak cię oszukal?-bezczelnie się z niego śmiałam. Jego lenistwo przekroczyło setny level. Żeby wykorzystywać biedne dziecko dla własnych potrzeb? Przynajmniej ma nauczke.
-Nie...-pokręcił bezradnie głową patrząc w moje oczy.-I nie wiem czemu się śmiejesz, skoro mnie oszukał Jaki jest tu numer na policję?-ostatnie pytanie zadał tylko dla żartów, bo on nie przejąłby się kilkoma euro, a zresztą sposób w jaki na mnie patrzył i w jaki to powiedział zdradzały wszystko.
-A wiesz, że nie wiem-odpowiedziałam zabierając drugiego rogalika, na którego czaił się już od minuty Harry.-Skoro jesteś głodny to powinnismy pójść sami po zakupy, a nie wyręczać się dziećmi.
Jęknął, wiedział, że nie zamierzam iść tylko do sklepu, ale wyciągnąć go na wielką wyprawę. Ale skoro już wyszedł z łóżka to powinnam wykorzystać ten fakt, zanim wróci pod ciepłą koldrę.
-Ale ja idę tylko do sklepu...-powiedział zakładając na siebie jakąś koszulkę rzuconą na podłogę.-I tylko żeby zjeść śniadanie, nigdzie więcej mnie nie wyciągniesz!-zastrzegł, ale ja i tak zamierzałam robić swoje.
No i mój plan się powiódł. Szczęśliwy Harry z rogalem w ręku nie zwracał uwagi, czy ciągnę go do domu pod górkę czy w dół ku zatoce. Jęczał tylko z powodu braku nutelli, która została na półce sklepowej. Miałam nadzieję, że to nie zmieni się nawet jak dowie się gdzie go prowadzę. Inaczej wydąłby wargi i obrażony poszedłby znowu do domu,aby runąć jak długi na materac łóżka i zasnąć.
Myślałam już, że Hazza się zorientował, ale na szczęście skończyło mu się tylko jedzenie, miał taką minę, jakby co najmniej stałą się jakaś tragedia. Taki bezbronny dzieciak bez rogala w ręce, brakowało mi jeszcze tutaj szklanek w oczach i miałabym wzruszającą historię do brukowca.
-Liz, ja jestem wciąż głodny-jęknął i opadł ciężko na pomalowany na śnieżnobiały kolor murek.- Masz chociaż jakąś gumę? Muszę zabić uczucie głodu...
-Nie jęcz, idziemy dalej...!-pociągnęłam go za nadgarstek, ale nie poruszył się nawet na centymetr.- No rusz się!!!
-Możemy pozwiedzać jutro?-zapytał z nadzieją w głosie, ja stanęłam na przeciw niego i podparłam się rękami o biodra.-No proszę, ja jutro będę w stanie chodzić po Santorini, ale nie dziś!
-Wczoraj mówiłeś to samo! Bez narzekania idziemy dzisiaj pływać jachtem-przeszłam na drugą stronę murka i zepchnęłam go, bez silnie opadł na kamienną ścieżkę jęcząc z bólu. Nic mu nie poradzę na te siniaki jakie będzie miał, trzeba było się mnie posłuchać. Zza zakrętu wyszedł jakiś staruszek prowadzący osła, mruknął coś w języku grecki, co my potraktowaliśmy szerokim uśmiechem, nawet nie wiedzieliśmy co powiedział, ale pewnie coś dotyczące głupoty mojego loczka. Przeskoczyłam przez murek i na niebieskim progu jednego z domów ujrzałam dziewczynę, pewnie zaledwie kilka lat od nas.
-Dziadek mówił, że musicie się bardzo kochać-powiedziała świetnym angielskim, niby od niechcenia.- Już kilka par, którym wynajmował domy letniskowe wzięły ślub. Wam też to przepowiada-spojrzeliśmy oboje na siebie i powstrzymywaliśmy się od wybuchnięcia głośnym śmiechem.- Chyba, że jesteście tylko bardzo dobrze zgranymi przyjaciółmi.
-Ja mam z tą dziewczyną żyć do końca swoich dni?-tarzał się po ziemi brudząc czystą koszulkę.- No, Liz nie obrażaj się, żartowałem. Kocham cię.
-Ha, ha, ha uśmiałam się normalnie-powiedziałam z sarkazmem i samotnie ruszyłam w dół, ku zatoce. Zanim wstał to ja już zdążyłam minąć kilkanaście domów, niestety rzucił się potem biegiem, więc znowu musiałam znosić jego obecność. Na szczęście nikt nie zmuszał mnie do rozmowy z nim, dalszą drogę przebyliśmy w milczeniu. Tamten zbierał jakieś kwiatki z cudzych kwietników, raz potraktowano go gazetą w głowę, ale jakoś mu nie współczułam.
-Liz, momencik!-krzyknął i zaczął wspinać się po gzymsie jednego z budynków, przystanęłam sobie z boku i zaczęłam przeczesywać palcami swoje gęste loki. Spod szkieł okularów przyglądałam się zabawnemu obrazkowi jak Harry wchodził i za chwilę się z niego ześlizgiwał. W końcu po kilku minutach wspiął się na czyjś balkon i zaczął zrywać piękne róże, zza firanki wyłoniła się wielka baba i spojrzała na niego wściekle. Miałam krzyknąć i go ostrzec,ale ta kobieta była szybsza chwyciła doniczkę i rozbiła ją na głowie biednego i nieświadomego Harolda. Ja tylko się śmiałam jak zbity pies uciekał przed nią mając wszędzie ziemię i krew. Chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy biegiem, bo usłyszeliśmy jak jakiś pies zaczyna szczekać, jeszcze odgryzłby mu pana banana i co ja bym z nim poczęła?
Zatrzymaliśmy się dopiero na drewnianym podeście, spojrzałam na jego ranę z troską. On popatrzył na mnie swoimi pięknymi szmaragdowymi oczami, na które opadały brudne loki.
-Chyba powinniśmy pojechać z tym krwotokiem do szpitala-mruknęłam przypatrując się pulsującemu rozcięciu.- Wykrwawisz mi się...
-Pojadę jak dostanę buziaka na przeprosiny!-powiedział wkładając jedyną różę jaką zdobył w moje włosy.
-Chyba śnisz!-odsunęłam się od niego i popatrzyłam jak na umysłowo chorego.- Ja mam cię przepraszać?! Chyba ci faktycznie na mózg rzuciło!
-Co ci szkodzi jeden pocałunek?
Nie odpowiedziałam tylko ruszyłam na górę słysząc za sobą jęki należące do chłopaka, z którym będę musiała przetrwać jeszcze kolejny tydzień w Prowancji, o ile nie wyląduje na ostrym dyżurze.
Od autorki: Hoopy została zmuszona do dodania tego o to rozdziału przez Dev, więc jej dziękujcie, a nie mnie. Wybaczcie za dea tygodnie przerwy, ale w zeszłym tyg. miałam wesele ciotki, w tym w sobotę przemeblowanie i impreze + koncert ulubionego wokalisty mojej mamy, więc nie było kiedy. Dlatego dzięki Dev dzisiaj dodaję o to ten rozdział, który jest średniej jakości, ale go dodaje.
Napisany dawno,dawno temu xd teraz moją głowę zajmuje gimbaza, bliźniacy,hiszpański,bliźniacy,włosy bliźniaków,dziewczyny bliźniaków,opowiadanie o bliźniakach (miał być tajny projekt jak na razie, ale jak tu o nim nie wspomnieć skoro jest o BLIŹNIAKACH) . Jak na razie dzisiaj wpadłam na nową koncepcję, więc powoli,powoli zbliżam się do pisania czegokolwiek,o ile znajdę chwilę tak jak dzisiaj na historii .
Dobra nie zanudzam was oopowieściami o Bliźniakach.(boże dlaczego idealni ludzie chodzą ze mną do ZS nr 3 we Wrocławiu? :C )
Pewnje powiecie, że ten po lewej jest łądniejszy, ale móię wam, teraz jak Tomek (prawa, czapka, dwje torby) sję ściął wygląda dużo lepiej, ale nje umjem z nim gadać, Adaś jest bardziej rozmowny xd
A teraz pójdę się modlić, żeby nie dostali "przypadkiem" od moich znajomych linka do bloga i tej notki.
Tak jak postanowiłam, obudziłam się kilka minut przed śpiochem, przynajmniej tak mi się wydawało, ale kiedy chciałam już się podnieść położył na mnie swoje łapsko, a ja się rozpłynęłam. Nie, nie mogę mu ulegać, nie chce iść ze mną, jego problem. Udowodnię mu, że umiem się bawić bez niego, lepiej niż z nim samym. Zsunęłam jego dłoń ze swojego biodra, ale on był uparty i wciąż nie ustępował, cały czas kładł na mnie ciepła rękę, a wtedy serce zaczynało ruchać moje płuca.
-Zostań ze mną jeszcze czy minuty...-mruknął nie otwierając powiek tylko na ślepo błądząc po moim ciele w poszukiwaniu warg, ale ja szybko się podniosłam, chociaż niechętnie. Bez niego czułam się pusta, a kiedy byłam z nim było jeszcze gorzej, myślałam już, że mam zawał, ale chwilę później zdawalam sobie sprawę, że to tylko miłość tak na mnie działa.
Nie zdążyłam poruszyć się o krok, bo złapał mnie za rekaw szlafroka. Nie dopuszczę do tego, żeby delikatny materiał powstrzymał mnie przed chodzeniem po pięknych wzgórzach Santorini, więc nie wiele myśląc jedną ręką rozwiązałam szlafrok. Upadł na ziemie, a ja kompletnie naga podeszłam do walizki i wyjęłam potrzebne ubrania- jeansowe szorty i biało-koralową bluzkę w paski z kieszonką na piersi. Powolnym krokiem skierowałam się do łazienki, przy tym prowokujac każdym ruchem Styles'a, aby podniósł się z materaca i dołączył do mnie. Niestety nie podziałało, powinnam się zapisać na jakiś kurs uwodzenia czy kokieterii, bo zupełnie mi nie wychodziło. Nawet faceta z łóżka nie mogę wyciągnąć, ale przecież Haz był nieprzecietnym facetem, więc to szkolenie by nie pomogło przy tym śpiochu. Za nic w świecie nie wyszedłby z łóżka, aby powłóczyć się po jakimś miasteczku. 'Co z tego, że jest urocze, ja wolę pozwiedzać każdy centymetr kwadratowy materaca'-tak powiedział wczoraj, więc dziś odpowiedziałby to samo. Jutro pewnie też, więc już wolałam iść sama, niż słuchać jego narzekań jak mu gorąco czy jak buty go uwierają, kiedy schodzi z górki lub innych podobnych do poprzednich.
Umyłam się i nie kłopotałam się suszeniem włosów, bo wiedziałam, że na słońcu zaraz wyschną, a nie chciałam jeszcze ich niszczyć suszarka, bo i tak wyglądają jakby się w nią wkręciły. Ubrałam się i nasmarowałam kremem z filtrem, bo lubiłam swoją jasną karnację, o którą dbałam od kilku lat, unikając słońca jak ognia. Opuściłam zaparowaną łazienkę i kiedy zajrzałam do sypialni, zauważyłam, że pod kołdra nie ma już kochanej szopy. Jaka siła wybawila go z łóżka- teraz tylko to mnie intrygowało, nigdy wcześniej dobrowolnie nie wychodził z łóżka chyba, że jednak udało mi się... Wierzyłam w mój talent do kokietowania mężczyzn, dopóki nie zobaczyłam go jedzącego crossanta, którego musiał kupić, bo nasza zasobność rzeczy zjadalnych wynosiła -nic. No chyba, że mydło można by było zjeść na śniadanie. Podeszłam do niego na palcach i cmoknęłam w lekko zaróżowiony policzek. Uśmiechnął się pod nosem i dotknął wolną ręka moją dłoń, spoczywającą na jego nagim ramieniu.
-Byleś na zakupach?-zapytałam odgryzając kawałek rogala posmarowanego gruobo nutellą i biorąc kubek z jeszcze parującą kawą.
-No coś ty, ja nie wyszedłbym w samych bokserkach na miasto-usiadłam na przeciwko niego, a on delikatnie się uśmiechnął.-Poprosiłem chłopca o coś na śniadanie, ale nie wiedziałem, że za dwadzieścia euro można kupić tylko dwa crossanty. Wykorzystują biednych turystów, a oni biedni umierają z głodu.
-A nie pomyślałeś, że ten chłopak cię oszukal?-bezczelnie się z niego śmiałam. Jego lenistwo przekroczyło setny level. Żeby wykorzystywać biedne dziecko dla własnych potrzeb? Przynajmniej ma nauczke.
-Nie...-pokręcił bezradnie głową patrząc w moje oczy.-I nie wiem czemu się śmiejesz, skoro mnie oszukał Jaki jest tu numer na policję?-ostatnie pytanie zadał tylko dla żartów, bo on nie przejąłby się kilkoma euro, a zresztą sposób w jaki na mnie patrzył i w jaki to powiedział zdradzały wszystko.
-A wiesz, że nie wiem-odpowiedziałam zabierając drugiego rogalika, na którego czaił się już od minuty Harry.-Skoro jesteś głodny to powinnismy pójść sami po zakupy, a nie wyręczać się dziećmi.
Jęknął, wiedział, że nie zamierzam iść tylko do sklepu, ale wyciągnąć go na wielką wyprawę. Ale skoro już wyszedł z łóżka to powinnam wykorzystać ten fakt, zanim wróci pod ciepłą koldrę.
-Ale ja idę tylko do sklepu...-powiedział zakładając na siebie jakąś koszulkę rzuconą na podłogę.-I tylko żeby zjeść śniadanie, nigdzie więcej mnie nie wyciągniesz!-zastrzegł, ale ja i tak zamierzałam robić swoje.
No i mój plan się powiódł. Szczęśliwy Harry z rogalem w ręku nie zwracał uwagi, czy ciągnę go do domu pod górkę czy w dół ku zatoce. Jęczał tylko z powodu braku nutelli, która została na półce sklepowej. Miałam nadzieję, że to nie zmieni się nawet jak dowie się gdzie go prowadzę. Inaczej wydąłby wargi i obrażony poszedłby znowu do domu,aby runąć jak długi na materac łóżka i zasnąć.
Myślałam już, że Hazza się zorientował, ale na szczęście skończyło mu się tylko jedzenie, miał taką minę, jakby co najmniej stałą się jakaś tragedia. Taki bezbronny dzieciak bez rogala w ręce, brakowało mi jeszcze tutaj szklanek w oczach i miałabym wzruszającą historię do brukowca.
-Liz, ja jestem wciąż głodny-jęknął i opadł ciężko na pomalowany na śnieżnobiały kolor murek.- Masz chociaż jakąś gumę? Muszę zabić uczucie głodu...
-Nie jęcz, idziemy dalej...!-pociągnęłam go za nadgarstek, ale nie poruszył się nawet na centymetr.- No rusz się!!!
-Możemy pozwiedzać jutro?-zapytał z nadzieją w głosie, ja stanęłam na przeciw niego i podparłam się rękami o biodra.-No proszę, ja jutro będę w stanie chodzić po Santorini, ale nie dziś!
-Wczoraj mówiłeś to samo! Bez narzekania idziemy dzisiaj pływać jachtem-przeszłam na drugą stronę murka i zepchnęłam go, bez silnie opadł na kamienną ścieżkę jęcząc z bólu. Nic mu nie poradzę na te siniaki jakie będzie miał, trzeba było się mnie posłuchać. Zza zakrętu wyszedł jakiś staruszek prowadzący osła, mruknął coś w języku grecki, co my potraktowaliśmy szerokim uśmiechem, nawet nie wiedzieliśmy co powiedział, ale pewnie coś dotyczące głupoty mojego loczka. Przeskoczyłam przez murek i na niebieskim progu jednego z domów ujrzałam dziewczynę, pewnie zaledwie kilka lat od nas.
-Dziadek mówił, że musicie się bardzo kochać-powiedziała świetnym angielskim, niby od niechcenia.- Już kilka par, którym wynajmował domy letniskowe wzięły ślub. Wam też to przepowiada-spojrzeliśmy oboje na siebie i powstrzymywaliśmy się od wybuchnięcia głośnym śmiechem.- Chyba, że jesteście tylko bardzo dobrze zgranymi przyjaciółmi.
-Ja mam z tą dziewczyną żyć do końca swoich dni?-tarzał się po ziemi brudząc czystą koszulkę.- No, Liz nie obrażaj się, żartowałem. Kocham cię.
-Ha, ha, ha uśmiałam się normalnie-powiedziałam z sarkazmem i samotnie ruszyłam w dół, ku zatoce. Zanim wstał to ja już zdążyłam minąć kilkanaście domów, niestety rzucił się potem biegiem, więc znowu musiałam znosić jego obecność. Na szczęście nikt nie zmuszał mnie do rozmowy z nim, dalszą drogę przebyliśmy w milczeniu. Tamten zbierał jakieś kwiatki z cudzych kwietników, raz potraktowano go gazetą w głowę, ale jakoś mu nie współczułam.
-Liz, momencik!-krzyknął i zaczął wspinać się po gzymsie jednego z budynków, przystanęłam sobie z boku i zaczęłam przeczesywać palcami swoje gęste loki. Spod szkieł okularów przyglądałam się zabawnemu obrazkowi jak Harry wchodził i za chwilę się z niego ześlizgiwał. W końcu po kilku minutach wspiął się na czyjś balkon i zaczął zrywać piękne róże, zza firanki wyłoniła się wielka baba i spojrzała na niego wściekle. Miałam krzyknąć i go ostrzec,ale ta kobieta była szybsza chwyciła doniczkę i rozbiła ją na głowie biednego i nieświadomego Harolda. Ja tylko się śmiałam jak zbity pies uciekał przed nią mając wszędzie ziemię i krew. Chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy biegiem, bo usłyszeliśmy jak jakiś pies zaczyna szczekać, jeszcze odgryzłby mu pana banana i co ja bym z nim poczęła?
Zatrzymaliśmy się dopiero na drewnianym podeście, spojrzałam na jego ranę z troską. On popatrzył na mnie swoimi pięknymi szmaragdowymi oczami, na które opadały brudne loki.
-Chyba powinniśmy pojechać z tym krwotokiem do szpitala-mruknęłam przypatrując się pulsującemu rozcięciu.- Wykrwawisz mi się...
-Pojadę jak dostanę buziaka na przeprosiny!-powiedział wkładając jedyną różę jaką zdobył w moje włosy.
-Chyba śnisz!-odsunęłam się od niego i popatrzyłam jak na umysłowo chorego.- Ja mam cię przepraszać?! Chyba ci faktycznie na mózg rzuciło!
-Co ci szkodzi jeden pocałunek?
Nie odpowiedziałam tylko ruszyłam na górę słysząc za sobą jęki należące do chłopaka, z którym będę musiała przetrwać jeszcze kolejny tydzień w Prowancji, o ile nie wyląduje na ostrym dyżurze.
Od autorki: Hoopy została zmuszona do dodania tego o to rozdziału przez Dev, więc jej dziękujcie, a nie mnie. Wybaczcie za dea tygodnie przerwy, ale w zeszłym tyg. miałam wesele ciotki, w tym w sobotę przemeblowanie i impreze + koncert ulubionego wokalisty mojej mamy, więc nie było kiedy. Dlatego dzięki Dev dzisiaj dodaję o to ten rozdział, który jest średniej jakości, ale go dodaje.
Napisany dawno,dawno temu xd teraz moją głowę zajmuje gimbaza, bliźniacy,hiszpański,bliźniacy,włosy bliźniaków,dziewczyny bliźniaków,opowiadanie o bliźniakach (miał być tajny projekt jak na razie, ale jak tu o nim nie wspomnieć skoro jest o BLIŹNIAKACH) . Jak na razie dzisiaj wpadłam na nową koncepcję, więc powoli,powoli zbliżam się do pisania czegokolwiek,o ile znajdę chwilę tak jak dzisiaj na historii .
Dobra nie zanudzam was oopowieściami o Bliźniakach.(boże dlaczego idealni ludzie chodzą ze mną do ZS nr 3 we Wrocławiu? :C )
Pewnje powiecie, że ten po lewej jest łądniejszy, ale móię wam, teraz jak Tomek (prawa, czapka, dwje torby) sję ściął wygląda dużo lepiej, ale nje umjem z nim gadać, Adaś jest bardziej rozmowny xd
A teraz pójdę się modlić, żeby nie dostali "przypadkiem" od moich znajomych linka do bloga i tej notki.
6 października 2012
|42|
Payne odprowadził mnie do pokoju, byłam mu niezmiernie wdzięczna za to, że się mną zajął, bo Styler nie zamierzał nic zrobić tylko wrócił do środka i pewnie zaczął się zabawiać z tą dziewczyną. Wzdrygnęłam się na samą myśl, co mogą tam robić, jak może ją dotykać... Ułożyłam się na materacu i przykryłam się dokładnie kołdrą, do moich uszu doszedł zgrzyt przekręcanego zamka, jedyne co mi pozostało to udawać głęboki sen. Położył się obok mnie i dotknął mojej tali, z chęcią zrzuciłabym jego ciepłą dłoń z siebie, ale przecież udawałam, że śpię.
-Liz, śpisz?-zapytał, a ja nic nie odpowiedziałam tylko starałam się zachować spokój.-Nawet jeżeli, to chciałbym ci coś powiedzieć, wiem co widziałaś. Nie chciałem cię z żaden sposób ranić, ale ja nieświadomie to robię. Kocham cię, ale moich dawnych przyzwyczajeń się nie pozbędę z dnia na dzień, ale kiedy już ci się oświadczę, nigdy już nie dotknę innej, ani nie spojrzę. Znowu zachowałem się jak kompletny skurwiel, ale obiecuję się poprawić. Będę wychowywał maleństwo, jeżeli byłaby to córeczka, nazwałbym ją Darcy, jeżeli byś się zgodziła, bo to właściwie twoje dziecko, a w żadnym procencie moje, ale to nie znaczy, że nie będę go kochał tak samo gdybym był jego ojcem. Może nie jestem ciebie wart, ale chcę z tobą spędzić resztę życia, pewnie będziemy się kłócić, bo żaden związek nie jest idealny, ale będę się starał, żeby jednak taki był.
Kiedy to mówił w oczach stanęły mi łzy i tylko silna wola sprawiała, że nie rzuciłam się mu się w ramiona. Chciałam mu powiedzieć, że wybaczam mu i też go kocham. Po chwili zdałam sobie sprawę, że nie zasługuje na takiego chłopaka jak Hazza. Może miał wady, ale potrafił przeprosić, jeszcze jak dowiedziałam się, że przypuszczenia Lou się potwierdziły chciałam skakać ze szczęścia. Nie mogłam zasnąć, tak jak Harold, który patrzył na mnie.
-Ty nie spałaś przez cały czas!-w jego oczach widziałam przerażenie, które potem ustąpiło spojrzeniu pełnym miłości.-Ty przebiegła jesteś...
-A kto mówił, że nie?-wskoczyłam na niego i zatopilam się w jego karminowych wargach.-Naprawdę chcesz mi się oświadczyć?
-Teraz to nie będzie niespodzianka, ale tak. Będę musiał wmyślić jakieś romantycznej okoliczności, bo ty odkryłaś tamte...
-Daj spokój...
-Nie 'daj spokoj' tylko tak, ma być romantycznie, żeby potem opowiadać coś wnukom-powiedział krzywo na mnie patrząc.-No co? Trzeba już wcześniej planować przyszłość...
-Harry, ale ja mam tylko 19 lat, a ty 18,ty myślisz już jak będzie wyglądało twoje życie po pięćdziesiątce?
-Tak, ale jeżeli będziesz ze mną, będę wiedział, że będzie idealnie-stwierdził bez namysłu, uśmiechnęłam się tylko, a on mnie pocałował. Składał tysiące pocałunkow na całej twarzy, szyi i obojczykach. Czułam od niego delikatny odor alkoholu, ale to nie przeszkadzało mi czuć czystej miłości pałającej od niego.
Hazza wszyszstko zaplanował, taksówka podwiozła nas tak daleko jak się dało, a potem wsiedliśmy na niewysokie osły, które wytrwale szły pod górę mając mnie na grzebiecie, mijaliśmy prawie identyczne domy pomalowane na biało z niebieskimi okiennicami, drzwiami i dachami. Ludzie byli niesamowicie mili i pogodni, w porównaniu do moich rodaków, zawsze smętnych i zdystansowanych.
Po godzinie dojechaliśmy na sama górę, właściciel osłów pomógł nam zdjąć z ich grzbietów nasze bagaże, loczek nie pozwolił mi się nawet ich dotknąć, bo uparcie twierdził, że zmęczyłam się podczas drogi na górę. Ale powiedźcie mi jakim cudem, skoro siedziałam na grzbiecie biednego zwierzaka? Przyglądałam się mu jak on ściągał moje dwie walizki z biednego osiołka. Z domu, przed którym stanęliśmy wyszła sympatyczna kobieta o dość krzykliwym głosie.
-Witam was-powiedziała łamanym angielskim z jej narodowym językiem.-O to klucz-podała mi go i odeszła. Styles się tylko uśmiechnął i wręczył banknot mężczyźnie. Weszliśmy do środka, a on wziął mnie na ręce, a ja radosnie pisnęłam.
-Idziemy popływać?-zasugerowałam, a on obrócił się wokół własnej osi, sprawiając, że dół mojej sukienki zawirował Odrzuciłam głowę do tylu i beztrosko się zaśmiałam. Kiedy mnie trzymał czułam się jakbym miała znowu pięć lat, a on jest moim ojcem, który podrzucał mnie do góry, a ja udawałam jaskółkę lub samolot, wszystko zależało od mojego humoru. Kątem oka dostrzegłam swoje odbicie w lustrze, wyobraźnia platala mi figle, bo widziałam małą dziewczynkę z rozwianymi blond włosami,Harry zniknął, a pojawił się mężczyzna z szerokim uśmiechem, który do złudzenia przypominał mojego tatę, chociaż nie miał na sobie charakterystycznej koszuli w kratę.
-To jak?-ze snu na jawie wyrwał mnie ukochany baryton, który zawsze bedzie sprawiał, że moje serce rucha płuco, niezależnie kiedy, czy o swicie w łóżku szepczac mi 'It's Time to Wake Up', czy wrzeszcząc, że papier w kiblu się skończył. -Nie wiem czy wiesz, ale mamy tu prywatny basen, więc nie musimy iść na sam dół, aby pomoczyć nogi-rzucił się biegiem przez dom, a ja prawie piszczałam, bo bałam się, że zaraz mnie upuści, ale zamiast tego wskoczył ze mną do wody. Byłam cała mokra od czubka głowy, poprzez letnia sukienkę z koronki po rzymianki z miekkiej skóry, ale nie miałam mu tego za złe, bo wyglądał rozkosznie z mokrymi lokami opadajacymi mu cały czas na szmaragdowe oczy. Pauline stwierdziłaby, że wyglada jak nasz Świętej pamięci Jimmy podczas kąpieli, ale dla mnie był jak grecki bóg, co prawda nie miał takich mięśni jak Liam, ale kto by się tym przejmował, był idealny-przynajmniej dla mnie i kilku milionów dziewczyn.
Wskoczył mi na ramiona, nie spodziewałam się tego, więc od razu poszłam na dno krztusząc się chlorowaną wodą, odepchnęłam się od dna i rozejrzałam się, ale nigdzie nie mogłam go dostrzec. Dopiero pół minuty później usłyszałam jego wrzask świadczący o tym, że rozpędza się i biegnie, aby wskoczyć. Chwilę później woda prawie wypłynęła z basenu. Podpłynęłam do brzegu i jakoś wygramoliłam się na ląd. Nie zdążyłam odejść na krok, bo Hazza uczepił się mojej nogi.
-Nie idź-zamrugał swoimi długimi rzęsami, a pode mną ugięły się kolana.-Boję się sam pływać...
-Nie jesteś przecież Zaynem-spojrzałam na niego z troską, a w jego oczach dostrzegłam co kombinuje.-Haroldzie Edwardzie Styles, jeżeli zaraz zdejmiesz swoje bokserki...-nie dokończyłam, bo dostałam nimi w twarz, zignorowałam to wyzwanie i usiadłam na leżaku udając, że to na mnie nie zrobiło wrażenia. Przez moment myślał nad tym co zrobić dalej, bo oczekiwał ode mnie tego, że zrzucę sukienkę i wskocze do wody, a nie tak wymownej odmowy. Wyszedł z basenu i podszedł do mnie, nie przejęłam się widokiem jego Pana Banana, ale on nie zamierzał jedynie stać.-Staram się podziwiać piękne widoki...-próbowałam nie patrzeć na to co ma pomiędzy nogami, ale stanął mając nogi po dwoh stronach leżaka kilkanaście centymetrów od mojej twarzy.
-A on nie jest piękny-spojrzał w dół, a ja tylko ironicznie uniosłam wargi.-No zobacz jak skacze, on tak fajowsko podskakuje ze mną-zademonstrował, a ja w końcu wybuchłam radosnym śmiechem, on korzystając z okazji usiadł na mnie okrakiem i musnął swoim oddechem moją szyję i dekolt. Zadrżałam z podniecenia, a on tylko łobuzersko się uśmiechnął i zsunal najpierw jedno ramiączko, potem drugie; nie spieszyl się. Mój oddech przyspieszył, kiedy zdjął ze mnie przewiewną sukienkę i wrzucił ją do wody. Zepchnęłam go z siebie i pobieglam po nią rzucając się do wody.
-Tylko nie ta-krzyczałam starając się, żeby nie wkręciła się w filtr, Styles zrobił facepalm'a i wybuchł śmiechem. Spojrzałam na niego krzywo. To była moja jedyna koronkowa sukienka, która należała do jego siostry, która z chęcią by mnie zabiła gdyby się dowiedziała, że wkrecila się w filtr. Mając ją w ręku poszłam ją powiesić na balkonie, skąd mieliśmy niesamowity widok na całą zatokę w dole. Drzwi się uchyliły i do pokoju wszedł mój nudysta, uśmiechnęłam się. Owiał oddechem mój kark, a ja odwróciłam się, żeby zatopić się w jego wargach. Podsadził mnie na barierkę, a ja przyciągnęłam go do siebie. Jego pała trochę mnie kuła w brzuch, ale nie zawsze panował nad Panem Bananem. Dłonie dobrowolnie zsunęły się z pleców na jego pośladki, on w tym czasie jedną ręką rozpiął mój stanik, który upadł na czyjś dach. Z dołu usłyszeliśmy jakieś gwizdy, spojrzałam przez ramię i dostrzegłam grupę chłopaków w wieku od osiemnastu do dwudzietu pięciu.
-Zerżnij ją!-krzyknął jeden z nich, Hazza się lekko speszył, więc zabrał mnie z balkonu i położył na ciepłych od południowego słońca kafelkach i kopniakiem zamknął drewniane drzwi.
-Na czym skończyliśmy?-zapytał posyłając mi zniewalajacy uśmiech.
Od autorki:
No to tak moje skarby macie 42, co oznacza, że wielkimi krokami zbliża się koniec tej historii, mam nadzieję, że stali czytelnicy, których oczywiście wielbię i im dedykuję ten rozdział, zostaną do końca :3
No to tyle ode mnie, nie zanudzam was.
xxx
Subskrybuj:
Posty (Atom)