26 lipca 2012

|35|


Chwyciłam walizkę i ruszyłam pewnym krokiem przez terminal w kierunku wyjścia, gdzie za pewne czekał na mnie Louis i dziewczyny.
   One jeszcze czekały na swój bagaż, spędziłam z nimi przyjemne pięć godzin lotu przez Atlantyk. Obie wiedziały przede mną, a ja musiałam być obok sztywnego biznesmena, w którego rzucałyśmy orzeszkami, kiedy zasnął. Camillie chciała mu jeszcze namalować marketem wąsy, ale powstrzymałyśmy się, bo stweardessa patrzyła na nas zabójczym wzrokiem.
Lot minął szybciej niż myślałam, nawet nie zdążyłam przymknąć na chwile powiek, ale to chyba wina szatynki i blondynki, które cały czas coś do mnie mówiły. Cam chwaliła mi się, Że na swoje dziewiętnaste urodziny,które obchodziła kilka dni temu od Niall'a dostała śliczną bransoletkę z charmsami. Rozczulała się jeszcze nad Irlandczykiem, jaki on słodki i uroczy, co dla niej robi... Pewnie nasz głodomor się zakochał, ale o jego miłości można się przekonać w jeden sposób-spróbować czy podzieliłby się z tobą swoją porcją posiłku w Nado's.
   Drzwi się rozsunęły i dostrzeglam dziesiątki ludzi czekających na swoje sympatie i rodziny. Rozglądałam się po twarzach, ale nie mogłam dostrzec tej, na której mi najbardziej mi zależało. Już zaczynałam myśleć, że o nas zapomniał, kiedy dostrzegłam koszulkę w paski i szelki, która szła w moja stronę. Uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam go.
-Lou-powiedziałam, a właściwie pisnęłam.
-Liz-zawtórował mi uśmiechem od ucha do ucha.-Stęskniłem się za tobą.
-Ja za tobą też-zmierzwiłam jego włosy, a on wystawił mi język.-Wytlumaczysz mi o co chodzi z tą sprawą dotyczącej Alex?
-Nie jestem pewien...-widać było, że od środka wszystko go zżerało z wyrzutów sumienia
-Daj spokój, ulżysz sobie, a Eleanor nie ma, więc nie wiem przed czym się wzbraniasz.
-Ale Alexandra może usłyszeć...-zaczął się wykręcać, tak ja wczoraj przed Dominique.
-Ta szczególnie jak będziemy po drugiej stronie miasta, odwieziemy je i pójdziemy gdzieś na kawę, a tam wszystko sobie wyjaśnimy-pokręciłam głową, ale wciąż się uśmiechałam.-Poza tym ja tez bym chciała się komuś pozwierzać, a ty jesteś najlepszą osobą jaką znam.
-A czemu nie Powiesz tego Hazzie?-zapytał podstępnie, kątem oka dostrzegłam dziewczyny idące w naszym kierunku.
-Mam swoje powody, nie musi wiedzieć o moich problemach, poza tym powiem mu to w odpowiednim czasie. Jak na razie muszę powiedzieć o tym chociaż jednej osobie, żeby wiedziała dlaczego będę się zachowywać tak, a nie inaczej.
-Co wy tak szepczecie?-zapytała blondynka wieszając się na moich i jego ramionach.-Jakieś tajne sprawy...?
-Nie wtrącaj się, Cam-upomniała ja szatynka, poprawiając swoją grzywkę, która wciąż opadała jej na oczy.
-Dobra,dziewczyny jak się czujecie w tym pięknym mieście?-zaczął nucic Empire State of Mind, a my wybuchłyśmy szczerym smiechem.-No co? Nie jestem podobny do Jay'a Z?
-Taaa, a ja jestem Alicia Keys-zażartowałam.-Tylko daj mi pianino na środek Times Square to może zacznę ją przypominać.
-Da się zrobić-oznajmił z uśmiechem biorąc ode mnie walizkę.-A ty mi załatw małżeństwo z Beyonce to będziemy kwita.
-Ale pianino łatwiej załatwić-sprzeciwiłam się,a on tylko łobuzersko się uśmiechnął.
   Wsadziliśmy bagaże do taksówki, ale doszliśmy do wniosku, że we czwórkę nie zmieścimy się do jednej, więc zaczęły się poszukiwania wolnej taryfy. Nawet gwizdanie na samochody w kolorze yellow havanna nic nie dawały. Dopiero po piętnastu minutach zapakowały się do auta i odjechaly na podany adres hotelu chłopców. Ja wraz z Tomlinsonem wsiedlismy do jednej i ruszylismy w stronę wybranej kawiarnii przez Tommo.
-Co to za sprawa, że nie chcesz powiedzieć swojemu chłopakowi?-zapytał patrząc prosto w moje szarozielone oczy.
-No bo widzisz... Jak pamiętasz byłam z Zaynem...Miałam załamanie psychiczne, więc zadzwoniłam po Liama-przełknęłam głośno ślinę. -Wtedy dlam się ponieść emocjom, przespałam się z nim, potem przyjechał Malik, wtedy kiedy zmarł mu wuj, postąpiłam tak samo.Na moje nieszczęście wszystko wydarzyło się w ciagu jednego tygodnia...
-Czyli chcesz mi powiedzieć, że...-zaczął,ale ja mu przerwałam.
-Jestem w ciąży, jesteś trzecią osobą, która o tym wie i jak na razie chcę, żeby tak pozostało.
-Potencjalnym ojcem mogą być oboje?-w odpowiedzi skinęłam głowa.-Ale i tak będziesz musiała powiedzieć to Harry'emu.
-Wiem, ale jak na razie chce to odłożyć na odpowiednia chwilę-spuściłam wzrok, a szatyn pogłaskał mnie po plecach.- Czuję się beznadziejnie-zaczęłam cicho szlochać, a on bez słowa mnie przytulil. Czegoś takiego potrzebowałam, musiałam z kimś pomilczeć, bez kazań o tym jak powinnam się zachowywać.
-Będzie dobrze, Hazza na pewno by się ucieszył, że bedzie wychowywać Twoje dziecko-powiedział kiedy już otarłam łzy.-Nie mówię tego dlatego, aby Cię pocieszyć. Znam go, więc już wiem jak zachowuje się z niektórych sytuacjach.
-Ale ty masz problemy, a ja zachowuję się jak jakaś egoistka-stwierdziłam patrząc na jego smutną twarz.-Ciebie też coś trapi.
-Daj spokój, nie jest to jakaś ogromna sprawa, ale wiesz-zrobił znacząca pauzę.-Przespałem się z Alex, nie to jest złe określenie, kochaliśmy się, było zupełnie inaczej z Eleanor. Ją też kocham, ale zupelnie coś innego czuje do niej, a co innego do Alexandry... Nie chce ranić E, ale będąc z nią myśle tylko o Alex. Próbowałem przestać o niej myśleć, ale nie umiem. Jest już częścią mnie. Wiem, że Eleanor będzie się dla mnie poświęcać, udając Jackie Kenneey, byle moja reputacja nie ucierpiała, ale ja nie chcę jej wykorzystywać...-wziął głęboki oddech.-A podwójnego życia nie zamierzam prowadzić. Teraz sam sobie utrudniłem życie zapraszając ją tutaj. Nie chce żebyś w jakikolwiek sposób mi coś radziła, chciałem tylko komuś się zwierzyć.
-Lou...-zdążyłam jedynie tyle z siebie wykrztusić, przytuliłam go i zamknęłam powieki. Tą ciszę przerwał telefon Louisa. Odsunęłam się od niego i zaczęłam podziwiać widoki na miasto,w którym spełniały się marzenia zza szyby taksówki.
-Tak, jedziemy do hotelu...Nie masz się co o nią martwić, jest przy mnie...Harry, zaraz będziemy na miejscu, więc z nią porozmawiasz...Nie, nie porwałem jej...Tak, będziemy niedługo-i tym zakończył swoją rozmowę. Przekazał zmianę kierunku taksówkarzowi,a ja wpatrywałam się wciąż w krajobraz kilku milionowego miasta.
-Kto mu powiedział?-zapytałam od niechcenia.
-Dziewczyny-i na tym skończyła się nasza rozmowa, bo kierowca się zatrzymał informując nas o tym, że jesteśmy na miejscu. Boo Bear wziął mój bagaż i skierowalismy się do windy. Z każdym piętrem miałam coraz więcej wątpliwości, mam jeszcze chwile na ucieczkę. Z jednej strony stęskniłam się za nim i chciał go zobaczyć, a z drugiej bałam się, po raz pierwszy spotkamy się twarzą w twarz jako para, nie wiedziałam jak zareaguje, on i Ziam. Louis dostrzegł moje wahanie.
-Nie martw się tak, on Cię kocha bardziej niż jakąkolwiek osobę na świecie, no może tylko swoją mamę kocha bardziej-uśmiechnęłam się kwaśno i wzięłam głęboki oddech.-No, nie mów mi, że nie chciałaś jego zobaczyć.
-Chciałam, ale czy on zaakceptuje ten fakt...-nie dokończyłam, bo drzwi windy się otworzyły, a ja stanęłam twarzą w twarz z moim chłopakiem. Myślałam, że posikam się tam ze szczęścia, w końcu trzymałam mocz od Londynu.
-Jaki fakt?-zapytał zaciekawiony.
-Ze tutaj jestem, debilu-rzuciłam się mu na szyję z piskiem takim, że z sąsiedniego pokoju wyszli chłopcy i Danielle.
-Czemu nic nie mówiłaś, że przylatujesz do Nowego Jorku?-odsunął się na kilka centymetrów i spojrzał przenikliwie w moje oczy.-A o twoim przyjeździe dowiaduje się od dwóch dziewczyn, a nie od Ciebie.
-To miała być niespodzianka-odparłam z uśmiechem ,który zrekompensowal mu wszstko. Wiedziałam że mnie kochał, ja z resztą też, ale w jego bezgranicznie zielonych tęczówkach dostrzegałam prawdziwe uczucie.
-Eliza!!!-wydarł się Nialler biegnąc w moja stronę.-Masz dla mnie trochę żarcia z samolotu?
-Nie, ale mam od Dominique jakieś witaminy...
-To tez może być, bo chłopacy brali mnie tutaj głodem-poskarżył się, a ja wymownie spojrzałam na całą czwórkę.-Zbij ich, szczególnie Harry'ego!
-Czemu robiłeś krzywdę Niallowi?-zapytałam posylajac mu kukstanca w bok, tak że zgiął się w pół.
-To przez to, że cały czas nas brudził majonezem!-bronił się loczek tuląc się do mnie przytulnie, jak ktoś, który łaknął pieszczot.-Nooo...-oparł głowę o moje ramię tuż przy szyi i ucalowal mój obojczyk.-Przperaszam Cię, Nialler.
-W przeprosinach przyjmuje tylko żarcie.
-Ty zabierasz mi moja Liz, więc nie dam ci żadnego bonu do Nado's!-krzyknął i wziął mnie na ręce. Biegał po całym kompleksie uciekając przed wściekłym Horanem. Brakowało mi tego przez te tygodnie, kochałam każdego. Potrafili mnie rozśmieszyć mnie w najgorszych chwilach dzięki swojej bezgranicznej głupocie, która była dla nich charakterystyczna. Na osobności byli całkiem normalni, ale kiedy cała piątka była razem stawali się osobami, które uciekły ze szpitala psychiatrycznego.
   Upadliśmy na miekki dywan, bo mój loczek się przewrócił. Na nas uwalil się Irlandczyk, który wrzeszczał jak bardzo nienawidzi Styler'a, za nim padł Lou, a potem cała reszta, która wcześniej się wstrzymywala.
-Cala piątka złazić ze mnie!-darlam się na cały głos, ale na nich nie działało, jedynie Louis się zreflektowal, bo wiedział, że oprócz mnie przygniatają maleństwo. Pomógł mu wydostać się spod ciężaru czterech facetów, którzy leccy nie byli. Obolała usiadłam na kanapie i przybrałam minę obrażonej księżniczki wobec 4/5 One Direction.
-A czemu nie złościsz się na Boo Bear'a?-zapytało lekko zdenerwowane Hazziątko.-Przecież kiedyś jak Cię przygniatalismy to nie obrażałaś się...
-Ale nawet jak proszę to ty nie ustępujesz!-rzekłam i odwróciłam się do niego plecami.-A Tommo kiedy prosiłam jako jedyny ze mnie zszedł, za co jestem mu wdzięczna.
-Nie ma za co-posłał mi szeroki uśmiech, nie potrafiłam się długo gniewac na Styles'a, więc kiedy zajął się czymś innym, niż patrzeniem na mnie, powoli zaczęłam się przybliżać na tyle, abym mogła go pocałować.-Teraz się ty na mnie gniewasz...?
-Nigdy-wpił się w moje wargi, a jego palce wsunęły się w moje włosy.-Nawet gdyby, to i tak nie umiem długo się na Ciebie złościć
    Zayn uważnie się nam przyglądał, jakby nie dowierzał, że jestem tutaj, na kolanach jego przyjaciela. Myślał, że ze mną skończył, ale jednak nie, bo jestem w związku z Harry'm. Na szczęście Liam tak na mnie nie patrzył, bo nie wytrzymałabym. Miał teraz swoją Danielle, a ja stałam się nieważna, przynajmniej tak mi się zdawało. W każdym razie ta dwójka mimo wszystko przeszkadzała mi w cieszeniu się obecnością mojego ukochanego. Irlandczyk i Tomlinson już zajęli się dwoma Irlandkami, które przyleciały razem ze mną.
-Nad czym myślisz?-usłyszałam po chwili milczenia, dwa szmaragdy z ciekawością mi się przyglądały.
-Konkretnie nad niczym-odwróciłam się do niego twarzą i musnęłam wargami jego policzek, on tylko lekko się uśmiechnął i wrócił do przeczesywania palcami moich włosów-Może gdzieś wyszlibyśmy? Tak przejść się obok rzeki Hudson przy moście Brooklińskim?
-A nie wystarczyłby mój pokój?-był zmęczony nieustającymi probami do koncertów jaki i samymi nimi.
-O ile posprzątałeś-zażartowałam czochrajac jego czuprynę.-To nie mam nic przeciwko.
-A liczy się to, że zrobiła to za mnie pokojówka?
-Mhm-mruknęłam, a on nieoczekiwanie wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni, którą dzielił z Tommo,  wciąż rozśmieszający Alex.
   Kopniakiem zamknął drzwi i posadził mnie na łóżku. Położył się obok mnie i uważnie mnie obserwował, co sprawiało, że czułam się nieswojo. Najprawdopodobniej miałam już nieprzyjemnie czerwone plamy na szyi i policzkach. Po kilku minutach ułożyłam się twarzą do niego i posłałam mu subtelny uśmiech.
-Powinnaś się częściej uśmiechać-stwierdził dotykając mojego rozpalonego policzka.-Jesteś wtedy jeszcze piękniejsza...Ale w sumie nawet z grymasem na twarzy jesteś sliczna.
-Przez Ciebie będę wyglądać zupełnie jak wóz strażacki-ukryłam nieśmiało twarz we włosach.
-Zawstydzam Cię?-zapytał zdziwiony,w odpowiedzi skinęłam głową.-Widzę, że jesteś zmęczona,kochanie...
-Trochę...-odparłam ziewając mimo woli. Ułożyłam głowę na jego torsie, wsłuchiwałam się w rytmiczne bicie naszych serc. Odliczyłam jakieś 240 uderzeń, potem już nic nie pamiętałam. Zasnęłam czując jak jego oddech muska moje rzęsy.


Od autorki: Dzisiaj rozdziału by nie było gdyby nie @styles_smilexx, która naprawdę zmotywowała mnie do poprawienia tego rozdziału ( pewnie wciąż brakuje polskich znaków, ale pisałam to na szybko i nie chciało mi się męczyc z polskimi znakami na ipodzie) .
obecnie pracuje nad kolejnym opowiadaniem, które się ukaże po tym jak opublikuję tutaj 50 rozdział ;) ( kończący) .
no i to chyba tyle, moje skarby <3
M.
+ jak widzicie ona sama jeszcze nie wie czyje to dziecko, więc skarby jeszcze trochę poczekacie <3
+massive thanks za ponad 14 tysięcy wyświetleń *__*



19 lipca 2012

|34|

      Kolejny dzień skreślony w kalendarzyku. Wczoraj chłopcy wygrali dwie nagrody na Kid's Choice Awards. Byłam z nich niesamowicie dumna, tak samo Dominique, ale ona w szczególności kibicowała swojemu bratu, w sumie to pozostałej czwórce też.
Wczoraj obie dostawałyśmy szału podczas występu One Direction, a jak usłyszałyśmy,ze zgarnęli dwie statuetki zaczęłyśmy się praktycznie tarzać po podłodze.
Andy przyszedł w momencie kiedy piszczałyśmy jak oszalałe, on tylko na nas dziwnie popatrzył i usiadł na sofie pomiędzy mną, a swoją dziewczyna. Końcówkę gali obejrzeliśmy już w spokoju tylko dlatego, bo chłopcy się już nie pojawili.
   Zostawiłam ich sama i udałam się do swojej sypialni. Pierwsze co zrobiłam to zerknęłam na wyświetlacz telefonu należącego do Niall'a. Tak jak się spodziewałam na skrzynce miałam kilka nieodebranych wiadomości od Harolda. Tęskniłam za nim, chciałam wreszcie dotknąć jego lśniących loczków albo spojrzeć w bezgraniczną zieleń jego niesamowitych oczu, których głębie mogłabym podziwiać codziennie, a i tak by mi się nie znudziło. Pragnęłam znów poczuć smak jego malinowych warg, które cały czas oblizywał, ostatnim razem smakowałam ich przez chwile w Paryżu, gdzie jeszcze kochałam najprawdopodobniej ojca mojego dziecka. Co prawda mógłby to być tak samo Liam jak i Zayn. Moje przeczucia mówiły mi, że to na 75 procent był Malik, ale po dłuższym zastanowieniu intuicja mówiła mi, że Payne też ze mną spał w tym samym tygodniu, więc...
Wszystko przez moją głupotę i ślepą wiarę, że to jednak nie mój płodny dzień. Tak czy siak powinnam brać zawsze tabletki, a nie od święta, jak to robiłam ostatnim razem.
 Położyłam się na łóżku i zaczęłam przyglądać się szaremu sufitowi z fluorescencyjnymi gwiazdkami, które przykleiła mi siostra jak chodziła jeszcze do przedszkola. Dotknęłam brzucha i delikatnie się uśmiechnęłam. W głębi serca cieszyłam się, że zostanę matka. Będę mogła rozpieszczać malucha na każdym kroku. Jego uśmiech będzie najcenniejszym skarbem na całym świecie.  Moje powieki powoli stawały się coraz cięższe, kiedy usłyszałam uciążliwy ciągły dzwonek mojej komórki. Niechętnie podniosłam rękę i chwyciłam telefon leżący na etażerce obok łóżka.
-Halo?-zapytałam przykładając ucho do słuchawki.
-Obudziłem Cię?-najwyraźniej się zatroskał.-Jeszcze nie łapie się w tych strefach czasowych...
-Nic nie szkodzi, to ja się wcześniej położyłam-nie chciałam, żeby miał wyrzuty sumienia.-Coraz częściej potrzebuje więcej snu.
-Przepraszam, ale Louis drze mi się do ucha...-uśmiechnęłam się pod nosem i przyjrzałam się geometrycznemu wzorowi na moim kocu.-Chce z tobą porozmawiać ,bo twierdzi, że ma dziwne sny związane z twoją osobą... Czasami bywa dziwny-usłyszałam jakieś szmery, co oznaczało, że telefon jest już w rękach Tommo.
-Cześć, podobno masz koszmary ze mną... Myślałam, że tylko Liam widział mnie jako samara.
-Żaden koszmar, ale czasami mam prorocze sny...
-No więc?-zapytałam, bo nie dokończył. Czyżby wiedział o moim sekrecie?
-Widziałem Cię z wózkiem, takim dla dziecka...Chodziłaś z nim po Hyde Parku, po chwili przyszedł do Ciebie Harry z wielkim bukietem herbacianych róż. Wziął dziecko z wózka na ręce i zaczął coś do niego mówić, ale to chyba była dziewczynka. Nie jestem pewien... Potem zaczęliście się kłócić, on odszedł zostawiając Cię sama z niemowlakiem, ty płakałaś. Kiedy podszedłem bliżej zauważyłem, że zbliża się do Ciebie LiamRozmawialiście o czymś przez chwile, na początku się zdziwił. Patrzył to na dziecko, to na Ciebie. W końcu on też miał odejść, ale przyszedł Hazza. Oboje się pokłócilichciałaś ich rozdzielić,ale zamiast tego pchnęłaś niechcąco wózek, który stoczył się do jeziora...Wszyscy zbiegliście ratować maleństwo, a potem się obudziłem przez Nialla, który jęczał, że jest głodny.
-Mój Boże, co to za koszmar...-mruknęłam przerażona, czyżby ten malec utopił się w mętnym stawie przez moja nieuwagę?
-Nie wiem co sądzić o tym śnie...
-Mam szczęście, że to tylko Twój wytwór wyobraźni-wzdrygnęłam się na samą myśl, że mogła być to rzeczywistość.
-Dobra, Harry zaraz mnie zabije jak mu nie dam komórki-zażartował, ale ja tym razem się nie uśmiechnęłam, wciąż byłam w szoku jaki wywołała opowieść Tomlinsona.
-Przepraszam, że musiałaś wysłuchiwać tych bzdur-wymamrotał Styles, nie miałam najmniejszej ochoty na dalszą konserwację.- Nie mów, że się tą paplaniną przejęłaś...
-Przejęłam się-tym zakończyłam tymi słowami nasza rozmowę. Nie minęło kilka sekund, a telefon znowu zaczął wibrowaćRzuciłam go gdzieś w kąt na fotel, na którym były porozrzucane moje ubrania sprzed tygodnia. Przymknęłam powieki, tylko na moment, ale sen był silniejszy od denerwującego ciągłego dzwonka z drugiego końca pokoju.



   Dobra, wróćmy do rzeczywistości. Mamy drugi dzień kwietnia, a ty wciąż myślisz o wczorajszym. Nie powinnaś się gniewać na Harry'ego, ale przez ciążę jesteś coraz bardziej humorzasta-upomniałam się w myślach.
   Za dwadzieścia dwa dni będziesz mogła znowu porozmawiać ze Stylesem, ale normalnie, to znaczy twarzą w twarz, a nie przez komórkę. Zawsze pomiędzy nami jest kilka tysięcy kilometrów, o ile nie kilkanaście.
Dominique namawia mnie ostatnio, żeby pojechać do chłopaków, ona sama tak czy siak musi zostać w Londynie, bo ma praktyki. Może faktycznie powinnam się do nich wybrać, ale tak, żeby żaden z nich się nie dowiedział. Może tylko Lou bym powiedziała, on pomógłby mi podjąć ostateczna decyzje.  Sprawdziłam godzinę na zegarze i dokonałam szybkich obliczeń, czy przypadkiem moim telefonem nie obudzę go. Była u nich 22:30, więc może jeszcze nie spali.
Po kilku sygnałach usłyszałam melodyjny głos Louis'ego:
-Coś się stało, że dzwonisz do mnie,va nie do Hazzy?
-Właściwie tak-odpowiedziałam tajemniczo.-Chcę do was przylecieć w najbliższym czasie.
-Naprawdę?-zapytał z nutką niedowierzania.
-Mhm-mruknęłam niezbyt inteligentnie.-Ale nie wiem czy nie przeszkadzałabym wam.
-Daj spokój ,Eleanor jest z nami od dwóch tygodni i nikt nie narzeka, tak samo Danielle, więc nie widzę przeciwwskazań. Za pewne jest to niespodzianka dla Harry'ego?
-Tak.
-Może jeszcze na jutro będą wolne miejsca w samolocie do Nowego Jorku...Zaraz sprawdze i do ciebie zadzwonię.
   Posłusznie czekałam najpierw przez kilka minut stukałam paznokciami o blat w kuchni, po kwadransie znudziła mi się ta czynność, więc oglądałam zdjęcia zrobione jeszcze przez Horana tym telefonem.   Wreszcie po pół godzinie zawibrowałnacisnęłam zielony przycisk na wyświetlaczu.
-Mam dla Ciebie miejsca w pierwszej klasie, na jutro o godzinie 9 masz samolot. Razem z tobą będzie lecieć Alex i Camillie, o ile ci to nie przeszkadza.
-Nie, w sumie się cieszę, że podczas kilku godzinnego lotu będę mogła z kimś porozmawiać...A pomiędzy tobą a Alex coś kiedyś zaszło?
-Z chęcią bym z tobą o tym porozmawiał, tylko ty możesz mnie zrozumieć, ale jak podejrzewasz nie jest to rozmowa na telefon.
-Czyli do zobaczenia jutro?
-Tak-rozłączył się, a ja udałam się do salonu. Na sofie siedział Andy, chłopak siostry Styles'a, ona sama gdzieś wyszła. Znając życie po jakieś witaminy dla mnie i dziecka lub jakieś inne obrzydlistwa.
-Wiesz kiedy wróci Dominique?-zapytałam przyglądając się jego najmniejszym ruchom.
  Mie zdążył odpowiedzieć, bo dziewczyna weszła do domu trzaskając drzwiami. Podniosłam się z fotela ,na który przed chwilą opadłam zmęczona , stanęłam na progu i oparłam się o framugę. Szatynka właśnie zdejmowała swoje skórzane botki, kiedy poczułam ostry ból w okolicy macicy. Złapałam się za miejsce gdzie coś mnie uciskałopodbiegła do mniej zaczęła wypytywać ci się dzieje, pokręciłam jedynie głowa i kwaśno się  uśmiechnęłam  upewniając ją, że nic się nie stało. Mimo to kazała mi się położyć na sofie i napić się wody.
   Po chwili czułam się już dobrze, Dommy wciąż siedziała przy mnie i uważnie mi się przyglądała.
-Chcesz mi coś powiedzieć?-zapytała przyjaźnie się uśmiechając i gładząc moją bladą, kościstą dłoń.
-W sumie to tak-odpowiedziałam po krótkim zastanowieniu.-Jutro jadę do chłopaków, o dziewiątej mam samolot...
-Ktoś się musi tobą zając,wiec musisz powiedzieć Harry'emu-miałam już wymyśli jakiś argument, ale nie zdążyłam.-Innego wyjścia nie widzę.
-A mogę powiedzieć Louis'emu?-chciałam za wszelką cenę odłożyć rozmowę ze Stylesem, tak długo jak się dało.
-Tak czy siak będziesz musiała mu powiedzieć, chyba że wolisz ukrywać to przed nim, póki twój brzuch będzie wielkości piłki od kosza.
-Powiem mu!-zaprzeczyłam, nagle poderwałam się do pozycji siedzącej.-No może nie teraz ,ale powiem!
-Dobra, jakoś to załatwisz ,a ja tego dopilnuje, jeżeli nie ty mu powiesz to ja-wciąż była twarda, ale ja tak samo trwałam przy swoim.-A teraz powinnaś się położyć-wyszła z pokoju zostawiając mnie na pastwę własnych myśli. A co jeśli jednak Hazza się domyśli po moim brzuchu? Jak przyjmie fakt,ze jestem w ciąży?




Od autorki: wybaczcie, że musieliście tak długo czekac na ten rozdział,ale biorę się za jego sprawdzanie od dobrych trzech dni, ale nie idzie. Najbliższe rozdziały były pisane na iPodzie ( gdyby to był iPhone byłby mniejszy problem) więc nie miałam tu nawet głupiego T9, który poprawiał sens znaczeń połowy słów. 
No i to chyba tyle moje skarby. <3
love,
m.

5 lipca 2012

|33|

 Dni zamieniały się w tygodnie, a moje życie wciąż biegło swoim tempem. Chodziłam do swojej pracy na godzinę dziewiątą,wracałam z niej o piętnastej, bo i tak nigdy nie miałam nic do roboty. W domu czekała na mnie Dominique, która przejmowała się moją ciąża,bardziej ode mnie. Kazała mi codziennie pić jakieś zdrowe soki, brać lunch do pracy składający się wyłącznie z czystego obrzydlistwa-o moich crossantach mogłam zapomnieć, obiady przygotowywała jak byłam już w domu, a na kolację wmuszała we mnie kolejne porcje warzyw i protein ,potrzebnych do zdrowego rozwoju maleństwa. Kiedy już kładła się spać albo Andy zabierał ja gdzieś na kolację, jadłam garściami moje kochane żelki,oreo, pianki i batoniki. Raz mnie przyłapała i od tego czasu zamykam się w kuchni i stawiam na straży swoją siostrę. Wolę już nie czuć jej morderczego wzroku na sobie.
-Ellie, zgadnij co zrobiłam?-usłyszałam od progu podniecone trajkotanie siostry Harry'ego.-Dobra i tak nigdy nie zganiesz..
-Pozwolisz mi wreszcie zjeść coś słodkiego?-zapytałam z nadzieją w głosie.
-Nie, dopiero w październiku będziesz mogła dotknąć słodycze-odparła poważnym tonem.-No, więc zapisałam cię do szkoły rodzenia!
-Boże, termin mam na końcówkę października, a teraz jest 29 kwietnia. I jeszcze niewiadomo czy w ogóle donoszę dzidziusia.
-Skąd wiesz?-wywróciła teatralnie oczami.-Nawet u ginekologa nie byłaś!
-Pójdę, bynajmniej wkrótce-odparłam powiesiwszy płaszcz na wieszaku.-Może jutro urwę się z pracy i zapiszę się na listę.
-Wreszcie robisz postępy, zapytam mojego profesora czy nie jest przypadkiem wolny, może on ci przemówi do rozumu, bo mnie w ogóle nie słuchasz!
-Harry mi zabronił.
-Gdyby wiedział o ciąży na pewno zachowywałby się gorzej ode mnie. Musiałabym spać z tobą w jednym łóżku, żeby był usatysfakcjonowany. Nie znasz go jeszcze od tej strony, raz pojechał na wakacje i zostawił mi Hamstera, musiałam przy nim czuwać póki nie zasnął. Rozumiesz miałam rozkaz zajmowania się chomikiem...
-Hazza naprawdę taki jest? Nie znałam go od tej strony. Myślałam że jest zimny i dąży do wszystkiego po trupach.
-Przybiera tylko taka maskę dla świata, ale naprawdę jest najkochańszym człowiekiem na świecie. Przekonasz się o tym wkrótce.
-Mam taką nadzieję-posłałam jej delikatny uśmiech i lekko ziewnłam.-Pozwolisz żebym się dzisiaj wcześniej położyła?
-Pewnie, dla dziecka też jest ważne czy matka jest wypoczęta-powiedziała kolejną swoją mądrość, a ja skierowałam się w stronę lazienki.
      Umyłam się; ubrana jedynie w bieliznę i spodnie od piżamy stanęłam przed lustrem. Położyłam dłonie na jeszcze plaskim brzuchu. Za kilka tygodni zacznie delikatnie się zaokrąglać, ale jak na razie dzidziuś był malutki, miał dopiero kilka centymetrów, ale ja i tak miałam wrażenie,że był większy.
   Moje marzenia o zostaniu matką,wkrótce się ziszczą, chociaż po długich przemyśleniach stwierdziłam, że jednak ciąża nie jest najlepszym rozwiązaniem w zaistnialych okolicznościach. Nawet nie wiedziałam czy Harry zaakceptuje maleństwo jak swoje i będzie chciał je wychowywać. Gdyby tak się złożyło mój świat byłby łatwiejszy,ale była tez inna możliwość-mogłam zostać sama, bo Hazza nie chciałby być ojcem dziecka swojego kumpla. Wszystko zależało od jego jednej decyzji. Nie mogłam od niego oczekiwać, że zaakceptuje fakt, że jestem w ciąży z jednym ze swoich byłych.
    Usłyszałam ciche pukanie, więc pospiesznie założyłam znoszony już zszarzaly podkoszulek. Po raz ostatni spojrzałam prztonie na swoje odbicie w lustrsze nad umywalka. Wyminęłam się w drzwiach z Dominique. Skierowałam się w stronę swojej sypialni.

Po godzinie przewracania się z boku na bok, zapadłam w niespokojny sen.

     Stanęłam przed gabinetem,na którego drzwiach widniała tabliczka z nazwiskiem doktora. Siostra Styles'a umówiła mnie do niego wbrew mojej woli,ale jej nie można było się sprzeciwić, więc tak czy siak musiałam pójść do tego ginekologa.
   Mogłam jeszcze uciec, potem wykręciłabym się, że wypadło mi coś w pracy. Nie wszystko stracone. Miałam już skierować się w stronę wyjścia, kiedy z pomieszczenia, pod którym stałam od kilku minut, ktoś wyszedł. Był to średniego wzrostu mężczyzna, z lekkim brzuszkiem, który zdradzal siedzący tryb życia, na orlim nosie miał okulary bez metalowych oprawek. Kiedy na mnie spojrzał, dostrzegłam, że ma ma dziwnie znajomy odcień oczu. Boże, przez ta ciążę robię się nadwrażliwa, przecież w całym Londynie może być z tysiąc ludzi mających szarozielonkawe tęczówki.
-Pani Stweart?-zapytał przyklepujac ciemnoblond włosy przypruszone na skroniach siwizną.-Zapraszam.
   Z mojej ucieczki chyba już nie wyjdzie. Posłusznie weszłam do środka i zajęłam miejsce na fotelu na przeciw biurka pana Sterlinga. Zajrzał w moją szpitalna kartę i zaczął przewracać nerwowo kartki.
-Cos nie tak?-zapytałam zaniepokojona. Co mogło tak zestresować lekarza, że jego wrodzony spokój ustąpił zdenerwowaniu.
-Nie, ale...-w ostatniej chwili zamilkł i wycofał się ze swojej wypowiedzi.-Kiedyś byłem ginekologiem twojej mamy, znamy się jeszcze z czasów collage'u.
-Naprawdę?-zapytałam z grzeczności, a nie z ciekawości. Mało mnie interesowało to co moja mama robiła będąc młoda, piękną i szaloną studentką. 
-Tak, bardzo dobrze się znaliśmy,a ciebie znam od twoich pierwszych tygodni życia...Mam nadzieję,że ty nie będziesz miała takich kłopotów jak twoja mama.
-To znaczy?-uniosłam ze zdziwienia brwi. 
-Nic ci nie mówiła?-był zdzwiony tym faktem.-A tak,bylaś jeszcze młoda, żeby z tobą rozmawiać na takie tematy,miałaś wtedy dopiero 10 lat..
-Może pan mówić jaśniej?-wciąż marszczyłam swoje brwi, nie wiedziałam o co mu chodziło.- Niż z tego nie rozumiem.
-Nie chciałbym ci wszystego tłumaczyć w gabinecie, zbadam cię i pójdziemy gdzieś na kawę. Powinnaś coś wiedzieć, a ja nie chce cię trzymać w nieświadomości-tylko tyle dostałam w odpowiedzi. Jak na razie tyle musiało mi wystarczyć, może potem dowiem się czegoś wiecej. Nie miałam pojęcia o czym mówił lekarz.


    Po dokładnym badaniu maleństwa,oboje zeszliśmy do szpitalnego bufetu i zamówiliśmy po kawie, której i tak potem nie tknęłam,bo przez cała rozmowę nie mogłam się poruszyć. Byłam zaszkowana tyloma faktami, o których nie miałam jeszcze godzinę temu bladego pojęcia.
-No, więc moja mama była pięć razy w ciąży, więc dlaczego mam tylko jedna siostrę,a nie na przykład trzy?
-Już tłumaczę. Kimberly,to znaczy twoja matka bardzo ciężko pracowała,przemeczala się,a nie powinna. Byłaś jej drugim dzieckiem, swojego pierworodnego nie donosiła, w szóstym miesiącu poroniła. Z tobą było mnóstwo problemów,ale jednak ujrzałaś ten świat i jak widzę jesteś zdrowa.
-Ale pozostaje jeszcze jedna sprawa...Przecież jak pan mówił była pięć razy w ciąży...To gdzie się podziały kolejne maleństwa?
-Juz mówię, no więc dwa lata po twoich narodzinach Kim zaszła w kolejną ciążę. Tak samo jak pierwszej nie donosiła, osiem lat pózniej zdecydowała się na kolejne dziecko. Jak pewnie wiesz Pauline była wcześniakiem i cudem przeżyła, bo urodziła się dwa miesiące przed terminem i jej serce nie było dobrze wykształcone. Pamietasz jak pojechała do Włoch razem z twoim ojcem?
-Jakbym mogła zapomnieć, to podczas tego wyjazdu rodzice zginęli.
-Wiesz po co tam pojechali?-pokręciłam przecząco głową. Ciotka nigdy nie podała mi jasnej przyczyny, zawsze wymyślała jakieś kłamstwo na poczekaniu, żeby zaspokoić moja ciekawość.-Pewnie tego nie wiesz, ale w Bolonii był, i jest do dziś świetny ginekolog. Kimberly była wtedy w siódmym miesiącu, kiedy zginęła. Tego dnia razem z twoim ojcem jechali do tego specjalisty kiedy mieli wypadek...-chciał coś jeszcze dodać, ale się powstrzymał.
-Jeżeli to wszytstko to ja już pójdę, moja przyjaciółka pewnie się martwi-tymi slowami się pożegnałam.Właściwie nie chciałam już dłużej tutaj siedzieć, cała się trzęsłam i z trudem powstrzymywałam się przed wybuchem płaczu.
   Będąc już na świeżym powietrzu zdałam sobie sprawę jak bardzo jestem narażona na poronienie, jeżeli siostra Styles'a dowiedziałaby się o tym, za pewne nie mogłabym wyjść poza próg mojego domu.

Wszystko czego się dzisiaj dowiedziałam musiałam zatrzymać dla siebie, nie chcę mieć potem nieprzyjemności.




Od autorki: Przełamałam się, wreszcie. Napisałam kolejny rozdział do przodu, nie wiem jak pójdzie z pisaniem tych ostatnich, bo zostało mi kilka do napisania tego 50 rozdziału, który niestety będzie już rozdziałem kończącym.
dedykuję ten rozdział mojej Karolajnie ( @jbluvsbabycakes ) co prawda zasługuje na jakiś ciekawszy rozdział, daję tą dedykację w tym,bo nie wiem kiedy wyrobię się ze sprawdzaniem 34.
xxx

2 lipca 2012

|32|

Podeszlam do drzwi i wzięłam głęboki oddech,uchylilam je. Widziałam przed sobą osobę,której najmniej się spodziewalam-Zayn'a. Przygryzłam wargę i spojrzałam na nasze buty. Policzki mi plonęły,oczy się zaszkliły, ale nie mogłam mu okazać emocji jakie opanowały moje serce i rozum. Po sekundowym milczeniu uniosłam dumnie brodę i z pewnością spojrzalam w jego niesamowicie ciemne teczowki.
-Chciałem ci życzyć wszystkiego najlepszego i przeprosić cię za to co zrobiłem. Nie zasługuję na ciebie,najlepiej dogadywałaś się z Liamem,więc może byś do niego wróciła, ale to tylko moja sugestia. Powinnaś znaleźć kogoś wartego ciebie-delikatnie uniosłam kąciki ust i oblizałam dolna warge.-A teraz chciałbym ci dać drobiazg-podał mi niewielkie pudełko.
-Jeżeli myślisz,że zdolasz mnie przekupić to jesteś w błędzie. Nie wybaczam tak łatwo,jak inne. Ta zdrada mnie bolała,a ciebie to nie obchodziło. Czułam się jak trędowata,myślałam że ja zrobiłam coś złego,ale dopiero kilka dni temu zrozumiałam,że wina stoi po Twojej stronie. Dobra,teraz możesz już iść-chciałam już zamknąć drzwi,ale on wsadzil stopę po miedzy nie, a próg i nie mogłam ich domknąć.
-Muszę ci powiedzieć coś zanim pójdę-założyłam ręce na piersi i przekrzywiłam delikatnie głowę w prawą stronę.-Nie wiąż się z Harry'm on tylko cię zrani. Wróć do Liama, bo jesteście dla siebie stworzeni...
-Nasłał cię na mnie,żeby nakłaniać do tego,abym do niego wróciła?-lekko się skrzywiłam.-Jeżeli by mu zależało,sam powinien był tu przyjechać i starać się o nasza wspólna przyszłość.
-Nie, mówię to tylko ja, on nie ma nic z tym wspólnego.
-Dobra,kończ-zamknęłam drzwi i znowu ruszyłam do kuchni. Zapomniałam co miałam tam zrobić. Przyszłam po herbatę czy już ją wzięłam? A może to miała być kawa?
Nie zdążyłam sobie przypomnieć tego,bo usłyszałam nerwowe pukanie. Kto znowu...? Jeżeli to Malik dostanie ode mnie parasolem. Przecież powiedziałam jasno,że już nie chce mieć z nim kontaktu.
Niechętnie uchyliam drzwi i ujrzałam niewysoką brunetkę o oczach tak brązowych,że wpadały już w czerń. Na nosie miała subtelne okulary bez oprawek. Była to najprawdopodobniej siostra Styles'a,chociaż w ogóle nie przypominała jego. Jedyne co ich łączyło to piękne pukle włosów zwijakace się w delikatne spirale. Oboje tez mieli orgyginalna urodę, której nikt by nie podrobił.
-Doninique, tak?-zapytałam wpuszczając ją do środka.
-Mhm-uzyskałam odpowiedź razem z przemoknietym płaszczem. Powiesiłam go na wieszaku i zaprowadzilam gościa do salonu; zasugerowałam jej herbatę i kawę.-Mogłabym dostać tylko szklankę niegazowanej wody?
-Pewnie-odparłam i skierowałam się w stronę kuchni skąd wzięłam zamówienie.-Proszę-podałam jej szklankę.
-Harry,kazał mi się tobą zajmować,ale nie wiem po co. Nie wyglądasz na chora,chyba,że boi się o Zayna,na którego widok ślinisz się jak buldog.
-Nie ślinię się-uniosłam tak samo dumnie mój okrągły podbrodek jak ona.- Pozatym też nie wiem po co mi ciebie podsyłał,umiem sama o siebie zadbać jak nikt inny.
-Mój brat jest innego zdadnia,a ja muszę to uszanować-upiła jeden łyk mineralki i spojrzała na mnie swoimi pięknymi oczami w kolorze machoniu.- Podobno miałas być umówiona do lekarza,więc co tu robisz?
-Czuje się dobrze,a gorzej się poczuję kiedy zobaczę te wszystkie kolejki do gabinetu.
-A jeżeli to coś poważnego?-nie zdążyłam odpowiedzieć,bo znów poczułam,że coś mnie mdli. Nie zdążyłabym dobiec na czas do łazienki,więc swojego pawia puscilam do zlewu. Zmęczona oparłam się łokciem o blat kuchenny i zimną dłonią dotknęłam mojego czoła. Brałam ciężkie i płytkie oddechy,siostra Harold'a dziwnie się na mnie patrzyła,ale po kilku minutach podeszła do mnie ze szklanką wody. Powiedziałam bezdźwięczne "dzięki",położyła swoją drobną,kościstą dłoń na moim ramieniu i przyjaźnie się uśmiechnęła.
-Może nie skończyłam jeszcze medycyny,ale objawy ciąży i zatrucia pokarmowego potrafię rozróżnić-dobiła mnie tymi slowami,ale w ogole sie nimi nie przejęła, tylko powiedziala jakby do siebie:-Czyli braciszek miał racje sądząc,że jest z tobą coś nie tak... No i się nie pomylił... Kiedy wy to zdążyliście zrobić?
-Mogłabyś zostawić ta informacje dla siebie? Nie chce żeby ktokolwiek z mojego otoczenia wiedział,że noszę czyjeś dziecko w swoim łonie. Jedno wiem na pewno,nie jest ono Hazzy tylko Liama albo Zayn'a.
-Puszczałaś się moja droga-pokręciła z niedowierzaniem głowa.-Ale i tak wydajesz się być miła.
-Czyli nie powiesz Harry'emu?-przygryzłam wargę i popatrzyłam na posadzkę, bojąc się reakcji Dommy. Wzięła głęboki oddech,a ja swój wstrzymałam.
-Oczywiście,że nie powiem,ale wolałabym niczego przed nim nie ukrywać. Jak to babcia Styles mówi:"Jak mus to mus".
-Jesteś kochana-chciałam się rzucić na jej szyję,ale ograniczyłam się do szerokiego uśmiechu.-Hazzie kiedyś powiem,ale muszę zaczekać na odpowiednią chwilę,bo nie powiem mu prosto z mostu "Kochanie,jestem w ciąży z jednym z twoich kumpli,cieszysz się?"
-Na twoim miejscu bym tak powiedziała,nie wyobrażam sobie, żebym coś ukrywała przed moim chłopakiem,w związku najważniejsza jest uczciwość i szczerość w stosunku do drugiej osoby. Bez tego żadna para nie będzie się wzajemnie szanować...
-Dominique, doceniam twoje rady,ale nawet nie wiem czy to na pewno ciąża,póki co nie mam zamiaru mówić niczego Harry'emu-powiedziałam już swobodniejszym tonem,ale wciąż byłam spięta.- A jeżeli już będę miała to dziecko i o ile dozyje trzeciego miesiąca,wtedy mu powiem.
-Rozumiem,wiem jak mój brat się nakręca,a jak to co sobie zaplanował nie udaje się,popada najpierw we wściekłość,a potem w depresję.
-No widzisz, obie nie chcemy go ranic,więc spróbuję jeszcze się dzisiaj umówić z jakimś lekarzem rodzinnym.
-Lepiej kup test, ale to i tak potem będziesz musiała pójść do ginekologa-zasugerowała.-Choćbym miała cię tam zaciągnąć siła.
-Boże,a może jednak nie jestem? Mogę z tym poczekać do jutra?-chciałam za wszelką cenę jeszcze zaczekać, aby móc się przyzwyczaić z wieścią, że może jednak jestem w ciąży.
-Nie-odpadła zakładając ręce na piersi i surowym wzrokiem mierząc moją tchorzliwa postawę.-Jeżeli ty sama go nie kupisz,ja to zrobię.
-Dobra zrobiłabym to,nawet bez twojego szantażu-stwierdziłam i chwyciłam beżowy trencz z wieszaka.-Wychodzę,jak chcesz możesz zostać.
-Zalatwię parę spraw i wrócę-zawiązała w luźny supeł swój kaszmirowy szalik.-Trzymam cię za słowo-i wyszła,nie mówiąc gdzie idzie.
  Chwile potem jak opuściła progi mojego domu,a ja byłam już w jednej trzeciej drogi do apteki,zadzwonił Styles.
-Nie wydrapałyście sobie nawzajem oczu z moją siostrą?-zapytał na przywitanie.
-Nie, wciąż żyję, Dominique zresztą też-zachichotałam i zwrociłam tym na siebie uwagę smutnych i przemoknietych przechodniów.-I jest bardzo miła,nie wiem dlaczego przedstawiasz ja jako bestie.
-W porównaniu do ciebie taka jest-uśmiechnęłam się słysząc takie pochlebstwo.-Przynajmniej dla mnie i swojego chłopaka. Nie wiem jak Andy z nią wytrzymuje w jednym mieszkaniu od trzech lat.
-Powiem jej wszystko jak ją oczerniasz-zagroziłam dławiąc się ze śmiechu.-Tęsknię za tobą-dodałam już poważnym tonem.
-Ja za tobą bardziej,już nie mogę się doczekać 24 kwietnia, kiedy wreszcie wrócę do Londynu i Ciebie.
-Dobrze,że chociaż mogę usłyszeć twój głos i zniewalający brytyjski akcent-dotarłam już pod drzwi apteki.-Musze kończyć-powiedziałam ze smutkiem.
-Zadzwonię wieczorem-dodał i się rozłączył.

    Siedziałam na opuszczonej klapie klozetu i bezmyślnie patrzyłam na swoje odbicie w lustrze,myśląc czy sie zmieniłam, albo na test leżący obok mnie na blacie umywalki. Cholernie bałam się, że wynik będzie pozytywny. Co prawda to by nic nie zmieniło,najwyżej Harry ode mnie odejdzie lub zostanie ze mną i będzie chciał wychować dziecko swojego kumpla.
 Poza tym wolałabym żeby była przy mnie siostra Harolda. Ledwo ją znałam,ale wydawało mi się,ze mogę liczyć na jej radę w każdej chwili. Była moją przyjaciółką, której tak naprawdę nigdy nie miałam, może ona traktowała mnie jak tylko dziewczynę swojego brata, ale ja miałam zupełnie inny stosunek do niej.
  Usłyszałam trzaśnięcie drzwi frontowych, zapewne była to Dominique. Podniosłam się z klapy i oparłam się o ceramiczną umywalkę. Oddech mi przyspieszył,a ręce zaczęły się pocić. No już Ellie od niczego nie unikniesz, pora poznać cała prawdę. Nie możesz tego dłużej odkładać. Musisz się tego dowiedzieć to dla twojego dobra-wmawiałam sobie.
-Liz?-usłyszałam głos brunetki za moimi plecami,podniosłam wzrok i w odbiciu ujrzałam jej postać;niższą ode mnie,z rysami podobnymi do Hazzy,lecz z wielkimi mahoniowymi oczami,patrzącymi z troską na mnie-wysoką i pospolitą z popielatymi włosami,i szarozielonymi ślepiami,które wtapiały się w szarą całość.-Specjalnie na mnie czekałaś?-skinęłam głowa przygryzając bladą wargę.
-Pora to sprawdzić-chwyciłam jej dłoń,a ona przyjacielsko ja uścisnęła. W drugiej ręce trzymała mój test. Obie wzięłyśmy głębokie wdechy i zerknęłyśmy na wynik,ale ja po sekundzie zdenerwowana nerwowo zacisnęłam powieki.
-Lizzy...-zaczęła ze współczuciem w głosie.
-Nie rozciagaj tej chwili,po prostu powiedz-nakazałam pewnym tonem.
-Jest pozytywny, jesteś w ciąży.
  Myślałam,że świat w tym momencie mi się załamie,ale nie widziałam różnicy,w końcu byłam w stanie błogosławionym mając zaledwie dziewiętnaście lat.Ale byłam wciąż ta sama Elizabeth Stweart,która byłam jeszcze rano, będę jeszcze nią przez kolejne miesiące. 




Od autorki: No i jak podejrzewałyście-ciąża. Mimo wakacji będę dodawała rozdziały i wezmę się za pisanie ostatnich rozdziałów.