29 sierpnia 2012

|39|

  Czułem się przez nią...oszukany? Tak, to chyba było najlepsze określenie. Ukrywała to przede mną... Ale przecież my w ogóle ze sobą nie spaliśmy, więc czyje jest to dziecko, skoro z pewnością nie moje? Jest wiatropylna czy co? Może zaszła w ciążę pozamaciczną z podłogą. Dzisiaj dotykałem jej brzucha, był płaski, a nie wydęty jak balon... Nic już z tego nie rozumiem. Jeszcze wpatrywała się w mnie swoimi wielkimi szarozielonymi oczami, pełnymi smutku. Przed chwilą obiecywałem jej, że nie pozwolę jej skrzywdzić, a sam to zrobiłem. Ale to ona mnie oszukała, żerując na mojej miłości. Może jednak powinienem był zastosować się do rady Lou... Miałem mętlik w głowie, więc nie myśląc chwyciłem jakieś spodnie leżące na fotelu i w pośpiechu się ubrałem. Ona jedynie patrzyła na mnie starając się ukryć łzy spływające po policzkach.


  Koszulkę już założyłem w windzie, dopiero będąc na dole zwróciłem uwagę, że jestem bosy. Nie miałem siły iść na górę i patrzeć na jej żałosną minę, więc podszedłem do konsjerża i poprosiłem o załatwienie dla mnie jakiś butów. Poczekałem kilka minut i już miałem na nogach uwierające vansy. Nie narzekałem, mogłem przecież iść boso przez ulice Nowego Jorku, a tego wolałbym uniknąć, tak jak spotkania z Liz. Wybiegiem na ulice, intensywnie żółta taksówka zatrąbiła przyprawiając mnie o jeszcze większe zdenerwowanie. Każdy dźwięk mnie irytował, a co dopiero tak wkurzający, ciągły odgłos klaksonu. Wzdrygnąłem się, ale chwilę później biegłem chodnikiem wymijając zajętych swoim życiem nowojorczyków, co jakiś czas zatrzymywały mnie moje fanki błagając, żebym się z nimi sfotografował lub podpisał.

Po jakiejś godzinie wylądowałem na moście w Central Parku i przyglądałem się zakochanym parą, które pływały w łódkach po stawie śmiejąc i uśmiechając się do siebie. Chyba każdy się uwziął dzisiaj na mnie, nawet Keviny, bo zdążyły mnie obsrać już dwa razy. Jeszcze teraz zaczął padać deszcz, no pięknie. Nic mi nie pozostało jak przeczekać burzę.


    Zostałam sama, dopiero po jakiś dziesięciu minutach zbiegłam po schodach przeciwpożarowych w poszukiwaniu Hazzy, ale kiedy znalazłam się już w lobby, jego już tam nie było.
Zupełnie inaczej to sobie wyobrażałam. Myślałam, że jak to powiem on uśmiechnie się tylko i powie, że niezależnie od wszystkiego będzie ze mną, ale pomyliłam się co do niego. Chyba jak zwykle, byłam zbyt łatwowierna, nie powinnam tu nawet przyjeżdżać. Może sama ułożyłabym sobie życie w Londynie, już tyle kobiet poradziło sobie z rolą samotnej matki, więc czemu mi nie miałoby się udać? Byłam silna, we trójkę dalibyśmy radę, ja, Pauline i maleństwo. James dałby mi urlop macierzyński, więc może poradziłabym sobie w kwestii finansowej. Ciotka też siedzi całymi dniami w domu, więc od czasu do czasu mogłaby się zająć małym. W każdym razie nie potrzebowałam do niczego Harry'ego Styles'a, radziłam sobie dotychczas, przetrwam resztę.
   Wycieńczona opadłam na fotel i po prostu się rozpłakałam. Bez Hazzy nie poradzę sobie, był i jest moim światem. Kochałam go, pokładałam w nim wielkie nadzieje, ale on najwyraźniej nie chciał ze mną współpracować. Jego siostra i przyjaciel pomylili się co do niego. Nie chciał mnie, a tym bardziej z dzieckiem. Poczułam czyjąś ciepłą dłoń na moim prawym ramieniu. Podniosłam wzrok na osobę, która przybyła do wielkiego, zimnego hall'u. Byli to Danielle i Louis. Przykucnęli obok mnie, ona podała mi chusteczki, a on przyjaźnie się uśmiechnął. Miałam w nich poparcie, co prawda Lou stał po stronie swojego najlepszego przyjaciela, wiedział, że Styles zachował się jak dupek i nie zamierzał go bronić.
-Tommo, czy ona wie...?-zapytałam ocierając słone krople.
-Częściowo-odpowiedział niezbyt zadowalająco.-Wie tylko, że jesteś w stanie błogosławionym, ale nie wie....
-Z kim, bo widząc jak Hazza zareagował, mogę się jedynie domyślać, że nie jesteś z nim-przerwała Boo Bear'owi przyjaźnie się do mnie uśmiechając.-Pewnie jesteś w ciąży z moim chłopakiem lub Zaynem, zrozumiem jeżeli będzie Liama. Wiem jak bardzo cię kocha i najpewniej wciąż coś do ciebie czuje.
-Szczerze mówiąc sama nie wiem, równie dobrze może być Malika i jego-skierowałam słowa do szatynki z pięknymi lokami.- Jak na razie jesteś czwartą osobą, której to mówię i chcę żeby tak pozostało ,pewnie nie chcesz mieć przed nim tajemnic, ale w tej sprawie proszę o dyskretność.
-Masz to u mnie załatwione-stwierdziła bez namysłu.-Możesz na mnie liczyć tak samo jak na Lou.
-Dziękuję-powiedziałam to do obojga.-W związku z tymi okolicznościami jakie nastały, nie mam zamiaru dręczyć Harry'ego swoją obecnością, wracam do Londynu.
-Nie mówisz poważnie...Praktycznie więcej spędzisz czasu w podróży niż tutaj byłaś...-chciała mnie przekonać.-Ale jeżeli to ma ci ułatwić życie, pomożemy. Prawda, Louis?
-Zaraz zapytam konsjerża ile da się zrobić...-opuścił nas i podszedł do kontuaru.
   Dzięki Tomlinson'owi już po godzinie miałam bilety powrotne. Byłam już spakowana, bo praktycznie niczego nie wyjmowałam, oprócz zestawu ubrań i kosmetyczki. Dani była naprawdę aniołem, doszłam do wniosku, że Liam pod żadnym względem na nią nie zasługuje. Jest idealna pod każdym wzgeldem i z pewnością nie tylko ja tak uważam. Pomogli mi spakować się do taksówki, która miała mnie zawieźć prosto na lotnisko imienia J.F. Kennedy'ego. Przytulałam własnie Louisego, kiedy znad jego ramienia ujrzałam Payne'a. Zdziwił mnie jego widok, szczególnie z taką skruszoną miną.
-Możemy porozmawiać?-zapytał wymijając swoją dziewczynę i idąc prosto w moją stronę.-Na osobności.
-Taryfa czeka...-chciałam się wykręcić, ale kierowca machnął ręką, a ja już nie miałam argumentów.
-Na osobności...-spojrzał wymownie na dwójkę, która wycofała się do budynku.-Ellie, wróć do mnie słyszałem co Lou mówił do Danielle... Kocham cię, chcę wychowywać najprawdopodobniej nasze dziecko-dotknął mojego policzka, ale ja go odepchnęłam.
-Jeżeli chciałbyś zauważyć masz dziewczynę, która jest w ciebie wpatrzona jak obrazek. Jak byłbyś ze mną też byś się tak zachował wobec mnie, jak teraz wobec niej?
-Proszę, weź moją propozycję pod uwagę-powiedział ściszonym głosem, kiedy siedziałam już w samochodzie.-Nie zapominaj, że wciąż będę na ciebie czekać...
Taksówka ruszyła zostawiając go w tyle jak wszystko inne. Obejrzałam się jeszcze raz  i stwierdziłam, że nie powinnam tu przyjeżdżać. Zdawało mi się, że w oddali słyszałam, jak ktoś woła mnie zdrobnienieniem "Liz", ale skręciliśmy i nie mogłam już ujrzeć osoby, która najpewniej wołała kogoś innego.



   Narzuciłem kaptur bluzy na głowę, żeby ukryć swoją tożsamość przed setkami mijanych ludzi, którzy najprawdopodobniej nie widzieli niczego, oprócz czubka swojego nosa. Powoli się ściemniało, a ja wciąż szwendałem się po ulicach Upper East Side, nawet nie wiedziałem skąd znałem tą nazwę. Skręciłem w Fifth Avenue i skierowałem się w stronę naszego hotelu, błądząc po drodze, bo wszedłem w inną przecznicę. Nie był to Londyn, który od niedawna znałem bardzo dobrze, ale ogromny Nowy Jork, gdzie nikogo nie znałem. Drzwi otworzył mi miły człowiek w liberii, ale ja nawet nie skinąłem mu głową. Coraz częściej zaczynałem ignorować ludzi, praktycznie w każdym widziałem psycho-fana czy morderce. Może byłem przewrażliwiony na punkcie zła na tym świecie, muszę się zapisać na jakaś terapię...
Oddałem buty konsjerżowi i pobiegłem w stronę windy. Chciałem ujrzeć znowu moją Liz i powiedzieć jej, że moje zachowanie było szczeniackie i nie odpowiedzialne. Prosiłbym ją na kolanach o przebaczenie, obiecując, że wychowam to dziecko jak swoje, bo kocham dziewczynę ,która nosi je w swoim łonie. Nie powinienem był jej ranić, szczególnie jeżeli jest w takim stanie, ale oczywiście ja najpierw robię potem myślę. Nie chciałem czekać na windę, więc użyłem schodów. Kiedy dobiegłem na górę zastałem w korytarzu jednie dwie Irlandki, których imion nie pamiętałem i Nialler'a. Zajrzałem do mojej sypialni, ale nie znalazłem tam mojej kochanej szatynki.
-Niall, gdzie jest Liz?-zapytałem zaglądając do każdego pomieszczenia.
-Stary, właśnie wyszła i potem jeszcze biegł za nią Liam... Nieźle narozrabiałeś, skoro przez ciebie tyle łez wylała.
-Gdzie jest?-zapytałem zdenerwowany, praktycznie cały się trząsłem, a flegmatyzm Horan'a jeszcze bardziej mnie wkurzał.-Wyszła gdzieś?
-To ty nie wiesz?-uniósł wysoko blond brwi.-Teraz pewnie wsiada do taksówki, która zawiezie ją na lotnisko.
   Zacząłem ostro kląć, moja miłość ucieka ode mnie przez moje zachowanie godne nagany. Na szczęście tym razem winda nie nawaliła, ale zatrzymywała się co dwa piętra. Z tego wszystkiego ręce mi się trzęsły jak u kolesia z parkinsonem. Jeszcze minuta ,a ona odjedzie i nigdy już mi nie wybaczy, a następną okazję żeby ją przeprosić będę miał dopiero pod koniec kwietnia. Przepychałem się pomiędzy staruszkami z Niemiec, które przyjechały pozwiedzać to miasto. Zbeształy mnie, ale ja się nie przejąłem tylko przeraziłem się widząc Louis'ego i Danielle wracających na gorę.
-Harry, co ty tu...?-zaczął mój przyjaciel.
-Pojechała już?!-zapytałem wciąż w biegu. Facet w liberii otworzył mi drzwi i pokręcił z niedowierzaniem głową. Na chodniku stał tylko Payne spoglądając w dal.
-Gdzie ona jest?!-zacząłem szarpać go za koszulę starając się obudzić go z letargu. On jedynie wskazał palcem jedną z odjeżdżających taksówek. Momentalnie w oczach stanęły mi łzy, wszystko stracone...A może uda mi się ją dogonić?
   Znów ruszylem biegiem drąc się 'Liz, Liz!', ale to nic nie dawało, nawet nie wyjrzała przez uchylone okno. Samochód skręcił i ujrzałem jej profil. Jak spodziewałem się była smutna, ale już nie mogłem nic na to zdziałać, ja zwalniałem tempo swojego biegu, a auto zwiększało swoją prędkość. Straciłem ją z oczu, ale to nie oznaczało, że na zawsze. Rzuciłem się pod koła jakiejś taryfy i wypchnąłem ze środka jakąś kobietę, błagając kierowcę o dogonienie taksówki ginącej w morzu innych. Przez cały czas po moich policzkach spływały strumienie łez. W głębi duszy modliłem się, żebym złapał ją na lotnisku. Ale na jakim terminalu będzie? Szukanie go zajmie mi mnóstwo czasu. Wybrałem numer Louis'ego i zacząłem się na niego drzeć jak mógł ją puścić. On w przeprosinach coś mruknął i podał mi jej terminal i bramkę. Leciała naszymi krajowymi liniami, więc może uda mi się przekonać ludzi z obsługi, żeby mnie pościli.



   Dotarłem na lotnisko po godzinnym staniu w korkach, przepychałem się potykając się o własne stopy. Modliłem się, żebym ją znalazł, muszę to zrobić inaczej stracę ją, a do tego nie mogłem dopuścić. Pytałem ludzi o wysoką szatynkę z charakterystyczną granatową walizką, ale oni jedynie robili wielkie oczy na mój widok. Żaden z trzech facetów, których pytałem nie zdołał mi odpowiedzieć poprawnie. Wreszcie znalazłem British Airways, ale jej tam nie było. Szła już do kontroli celnej. Krzyczałem jej imię, spojrzała na mnie przez ramię, ale już nie zawróciła  Zostałem sam, na środku lotniska ze łzami w oczach. Oddałbym wszystko, aby cofnąć czas i móc zdążyć chociaż ją przeprosić, ale już nie miałem na to szansy. Rzuciłem się jeszcze raz biegiem wrzeszczałem 'Liz, wybacz mi' zachrypłym głosem od darcia się przez ostatnie dziesięć minut. Odwróciła się i kwaśno się uśmiechnęła.
-Kocham Cię!!!-mimo moich starań nie usłyszała tego.
Wszystko stracone, moja miłość ode mnie odeszła... I nigdy mi nie wybaczy.

Od autorki: To macie coś na w rodzaju rozdziału z akacją. Może się nie podobać, bo kiedy pisałam te rozdziały miałam głowę zajętą jeszcze pseudo-miłością do znajomego ze szkoły, czyli gdzieś w okolicach maja. 
Oficjalnie mówię już, że od kilku dni mam napisany 50 rozdział, który kończy przygodę Ellie z 1D, jak się wszystko skończy zobczycie pewnie w listopadzie/grudniu. Może wcześniej jak zepniecie piękne dupy i zostawicie komentarz, bo już nie wiem dla ilu osób piszę, bo wyświetleń przybywa, a komentarzy praktycznie nie.
Na koniec BŁAGAM WAS o odpowiedzenie w ankiecie na górze czy Rosewood House Mam prowadzić na tumblrze czy bloggerze, bo od was będzie to wszystko zależeć. 
Skończyłam swoją męczącą wypowiedź.
Dziękuję, dobranoc
Informować cię=zostaw nick z twittera ( czy cokolwiek innego z kontaktem do cb)

24 sierpnia 2012

|38|

 Przeciągnęłam się na łóżku i szeroko ziewnęłam, byłam wypoczęta, chociaż nie zdążyłam się jeszcze przestawić na tutejszy czas, biedny Harry wczoraj siedział ze mną do trzeciej w nocy,tylko dlatego,że ja nie mogłam zasnąć. Dużo rozmawialiśmy, ale ja wciąż nie miałam odwagi mu powiedzieć. Dominique mnie nawiedzała telefonami podczas drogi powrotnej ze spaceru i miała mi za złe ,że jeszcze ukrywałam przed nim ciążę. Ja jak zwykle odpowiedziałam jej, że czekam na odpowiedni moment. Wiedziałam, że nie pociągnę tak długo, więc musiałam psychicznie się przygotować do najbardziej prawdopodobnego wyjścia, czyli, że Hazza mnie zostawi dla innej bez wielkiego brzucha.
Wysunęłam się z jego objęć i po cichu wymknęłam się z pokoju zostawiając lekko uchylone drzwi. W salonie zastałam jedynie Niall'a i Louis'ego. Blondyn już pałaszował kolejny talerz, który przyniosła obsługa hotelu, Boo Bear jedynie wpatrywał się swoje buty, a kiedy usłyszał moje kroki podniósł swoje spojrzenie na mnie. Uśmiechnął się serdecznie na mój widok, a ja odwzajemniłam mu tym samym; przysiadłam się do nich.
-Dzień dobry-powiedzieli jednocześnie.-Męczyłaś mojego Harry'ego do późna i nie miał ci tego za złe-stwierdził Tommo.
-To coś nadzwyczajnego?-zapytałam unosząc swoje gęste brwi .
-On kocha swoje łóżko bardziej, niż ja jedzenie-mruknął Horan pochłaniając kolejną kanapkę z mnóstwem dodatków.- Mówię szczerze, musi cię naprawdę kochać, skoro siedział z tobą do trzeciej nad ranem.
-Tak uważacie?-wciąż miałam wątpliwości co do uczuć loczka, myślałam, że jednak wczorajszy wieczór był ironicznym żartem, w którym nagrywał się z mojej miłości do niego.
-Dani już nam powiedziała o jego wyznaniach, więc czemu wciąż się bronisz przed prawdą, że Hazza cię kocha?-szatyn pokręcił z niedowierzaniem głową.-Nie przekonują cię nawet jego słowa wypowiadane z serca? Nawet nie wiesz jak rzadko mówi o swoich uczuciach. Boi się własnie takiej reakcji jaką mu zafundowałaś. Wiem, że nie chciałaś go ranić, ale proszę cię jeżeli nic do niego nie czujesz zostaw go w spokoju. Nie mam ci niczego za złe, po prostu nie znasz go tak dobrze jak my. Może wydaje ci się, że jest nieczuły, ale w głębi serca jeżeli już kogoś pokocha to na dobre. Pewnie już nie pamiętasz jak wytrwale walczył o twoją miłość...-w oczach stanęły mi łzy, Irlandczyk się tym tak przejął, że odłożył talerz i przytulil mnie do swojej piersi, żeby jakoś mnie pocieszyć.-Nie chciałem cię ranić, Lizzy, ale chce też chronić mojego przyjaciela-Tomlinson też objął mnie ramieniem, a ja dopiero wtedy zaczęłam ryczeć jak małe dziecko.
-No już, Eliza nie płacz-Nialler odsunął się ode mnie i spojrzał w moje mokre oczy.-Co pomyśli o nas Styles jak zobaczy cię w takim stanie?
Nie mogłam nic powiedzieć tylko zacisnęłam mocnej powieki i starałam się opanować strumienień łez płynących po moich policzkach. Niestety nie udawało mi się to, bo kiedy już wytarlam słone krople z policzków, spoglądałam w stronę uchylonych drzwi, a wtedy wszystko powracało. W końcu swoim łkaniem obudzilam dwie Irlandki i Liama, który na mój widok ponownie schował się w sypialni. Nie żałowałam tego, nie zniosłabym myśli, że mój eks starałby się mnie pocieszyć.
Popatrzyłam na okno i kwaśno się uśmiechnęłam, dzisiaj powinnam powiedzieć o tym Styles'owi. Skoro mnie kocha nie powinnam przed nim niczego ukrywać, szczególnie takiej rzeczy jak ciąża. Podniosłam się z kanapy i skierowalam się w stronę pokoju z uchylonymi drzwiami, przez które mogłam podziwiać śpiącego loczka. W korytarzu spotkałam Zayna, który swoją nagą klatką piersiową zagrodził mi drogę. Starałam się go wyminąć, ale on zawsze szedł w tą samą stronę co ja.
-Malik, przepuścić mnie-syknęłam przez zaciśnięte zęby. On tylko się łobuzersko się uśmiechnął i założył ręce na piersi, wściekła odepchnęłam go i przecisnęłam się do pokoju. Na palcach dotarłam do walizki, z której wyjęłam otufit na dzisiejszy dzień składający się z wygodnych dresowych spodni, bluzki z długim rękawem w kolorze nieba za oknem i bluzy dresowej >> link <<. Zdążyłam się jeszcze umyć, a mój ukochany wciąż leżał z bezbronną miną tuląc się do poduszki. Zauważyłam, że stary telefon Niall'a wibruje, więc chwyciłam go i dostrzegłam wiadomość od Liama -"Czemu Ellie płakała?". No i pomyśleć, że on się o mnie martwi, ale w sumie mieliśmy być przyjaciółmi. Odpowiedziałam mu po chwili twierdząc uparcie, że nie wiem o co mu chodzi i zaraz dodając, że nie rozumiem kobiet. W końcu musiałam udawać przed nim Niallera.
Kątem oka dostrzegłam, że Styler zaczyna się przeciągać. Usiadłam obok niego i odgarnęłam aksamitne loki z pięknego czoła. Uchylił nieznacznie powieki i uśmiechnął się niczym leniwy kot.
-Dzień dobry-powiedziałam uśmiechając się szeroko.-Przepraszam, że cię wczoraj do późna męczyłam...-chciałam coś jeszcze dodać, ale on położył palec na moich ustach i zaraz potem zamknął je pocalunkiem. Niewiele myśląc rozchyliłam wargi, a on leniwie dotknął końcem swojego jezyka mojego, wplótł palce pomiędzy moje włosy, które luźno opadały na łopatki. Rozkoszowałam się każdą chwilą spędzoną z nim. Kiedy się ode mnie oderwał, wzięłam głęboki oddech.
-Harry, muszę ci coś powiedzieć...
-Co jest tak ważnego, że przestaliśmy się rozkoszować smakiem naszych warg?-zapytał unosząc jedną brew. Przygryzłam wargę i zaczęłam intensywnie myśleć. Jego mina mnie rozpraszała, szczególnie, że oblizywał właśnie swoje usta.
-Już nieważne-powiedziałam z uśmiechem, który był trochę sztuczny, ale zaspany Styles tego nie zauważył tylko jeszcze raz zatopił się w moich wargach. Byłam rozedrgana, ciężko było mi się skupić na smaku jego pocałunkach myśląc cały czas o tym, że powinnam mu powiedzieć wszystko. Moze później wezmę się za siebie i wszystko mu wyznam, ale jeszcze nie teraz.
-Pora chyba już na śniadanie-stwierdził gładząc się po nagim brzuchu. Chwilę potem, zanim zdążyłam coś zrobić podniósł moja koszulkę i dotknął mojego. Wstrzymalam oddech, a on nieświadomy tego, że dotykał maleństwa tylko się uśmiechnął. Podniosłam się z łóżka i doszłam do wniosku, że poczekam na niego siedząc na kanapie. W salonie nie było nikogo oprócz osoby, z którą za żadne skarby nie chciałam spędzić nawet trzech minut. Brunet usiadł obok mnie i posłał swój ironiczny uśmiech.
-Co jak ze mną się nie udało idziesz się pocieszac w ramionach naszego Styles'a?-zapytał z sarkazmem.
-Zostaw mnie, Malik-odepchnęłam go od siebie, ale on wciąż się przybliżał.-Nie powinnam cię już obchodzić skoro jesteś z tą Taylor!
-No wiesz, ja w głębi serca wciąż cię kocham...-zaczął pieścić moje policzki swoim ciepłym oddechem.
-Zayn, nie wysilaj się na słodkie słówka-powiedział wściekły loczek, który dopiero co wyszedł spod prysznica, co zdradzały mokre loki, które niesfornie się skręcały.-Liz jest teraz moja.
   No znowu za dużo testosteronu, powinnam zostać zakonnicą, może wtedy nie powodowałabym żadnych szkód. Ale w sumie każdy kleryk i ksiądz musiałby się mnie wystrzegać. Zayner podniósł się z napietym każdym miesniem,w każdej chwili mógł się rzucić na biednego Hazze będącego jedynie w bokserkach. Powinnam się rzucić, żeby ich rozdzielić, ale wtedy przypomniał mi się Jacob i Edward ze Zmierzchu i wybuchłam głośnym śmiechem, sprowadzając tym krzywe spojrzenia obojga. No co? Malik wyglądał jak umięśniony wilkołak, a Styles był blady jak wampir z klanu Cullen'ów. Boże, przebacz mi  moje skojarzenia. Chwilę zajęło mi opanowanie się i dostrzeżenie, że prawie się pobili. Chwyciłam za ramię ciężko dyszącego i napiętego loczka i zaprowadziłam go do sypialni.
-Chcesz się z nim bić?!-wydarłam się praktycznie na cały hotel.-Harry, daj spokój on nic nie zrobił!
-Nic?! -zapytał oburzony, był wściekły, można było to wyczytać z każdego jego gestu.-Dobrze wie, że jesteś ze mną, a do Ciebie zarywa! Nie zaprzeczaj, sam widziałem!
-Zachowujesz się jak dzieciak-pokręciłam z niedowierzaniem głową.-Przecież wiesz, że cię kocham, a on dla mnie nie istnieje...
-Wiem ile wyrządził ci krzywdy, nie chce żeby po raz kolejny cię zranił, za bardzo cię kocham, żeby patrzeć jak cierpisz-rzuciłam się mu w ramiona i wtuliłam się w jego nagi i wilgotny tors. Po policzkach znów poleciały mi strumieniem łez, a on starał się je zatrzymać. Byliśmy tylko my i nikt więcej, razem wtuleni w siebie. Ten moment wydawał mi się najbardziej odpowiedni.
-Harry,ja...-zaczęłam niepewnym głosem patrząc prosto w jego szmaragdowe oczy-jestem...
-Też jestem tobą zauroczony-szepnął prosto do mojego ucha, jego przyjemny, głęboki głos sprawiał, że wzdłuż mojego kręgosłupa przechodziły aksamitne dreszcze.
-Nie o to chodzi-pokręciłam głowa i spuściłam wzrok.-No, bo widzisz jestem w ciąży...
   Uniósł mój podbrodek tak, żeby upewnić się, że nie kłamię. Właśnie tego się obawiałam- odrzucenia z jego strony, ale przynajmniej nie miałam już przed nim tajemnic, tak jak chciał Lou i Dominique. Tylko czemu ja musiałam tak cierpieć? Jeszcze przed chwilą powiedział mi, że nie zniósłby tego by patrzeć na mnie jak cierpię, a teraz? Starał się unikać mojego wzroku i wciąż oblizywał nerwowo wargę.

Od autorki: witam wsyztski ponownie w tym tygodniu, rozdział miał być wczoraj o dwudziestej, ale nie miałam jakoś większej chęci na dodawanie rozdziału, chociaż ten dawno jest już poprawiony. Dzięki mojej kochanej Karolajnie, która działa na moją wenę pobudzająco wczoraj napisałam AŻ DWA I PÓŁ ROZDZIAŁU. Dla mnie to naprawdę dużo, skoro nie pisałam tutaj od dłużego czasu. Ostatnim razem miałam taką wenę w maju. 
Akcję macie i będziecie miec ją przez kilka kolejnych rozdziałów, więc chyba was nie zanudzę.
amen. 
edit: jeżeli ktoś byłby zainteresowany moim nowym opowiadaniem to serdecznie zapraszam tutaj, gdzie możecie znaleźć już bohaterów.

20 sierpnia 2012

|37|


We czwórkę zajęliśmy miejsca przy uroczym stoliku stojącym na uboczu przy wielkim oknie, które sięgało od podłogi, aż do sufitu. Nie wstając od stołu można było wpatrywać się w błyszczącą wstęgę, którą była rzeka Hudson, w której odbijały się światła miasta. Nowy Jork był ogromny w porównaniu do Londynu, który był trzy razy mniejszy; tutaj każdy budynek sięgał chmur, a nie jak w moim rodzinnym mieście tylko w centrum były wieżowce, nawet w połowie nie wysokie jak te.
-O czym myślisz?-zapytał szeptem tak samo podniecony Harry, który siedział obok mnie. Uśmiechnęłam się i uścisnęłam pod stołem jego dłoń.
-Podziwiam panoramę...-odpowiedziałam wciąż lekko zamyślona.-A ty?
-Ja natomiast Twoje piękno, nie mogę się na nie napatrzeć-kiedy powiedział to spłonęłam rumiencem, nawet Liam siedzący naprzeciwko mnie to zauważył.-Mówię samą prawdę-pokazał mi swoje dołeczki, a mnie naszła ochota, aby go pocałować, ale nie wypadało. W okół było mnóstwo ludzi, zapewne uznaliby nasze zachowanie za nieodpowiednie.
-Hazza, zajmij się lepiej swoim talerzem-odparła Danielle posyłając mi serdeczny uśmiech.-A Ellie daj spokój, przez ciebie cały czas się rumieni.
-Co jest rzadkością...-wtrącił Payne, milczący dotychczas.
-Masz coś konkretnego na myśli...?-zapytałam podejrzliwie. Mogłam się założyć ,że Dani nie wiedziała o tym co robił ze mną, nawet wtedy kiedy już się ze sobą zeszli.-Bo jakoś sobie nie przypominam żadnych zawstydzających chwil...
-Nieważne-machnął widelcem trzymanym w prawej ręce.
-A jednak zacząłeś ten temat, a jeżeli coś się zaczyna to wypada też to skończyć-powiedziałam stanowczym tonem, Payner powoli mnie denerwował swoim infantylnym zachowaniem, ale nie chciałam się kłócić ze swoim eks w restauracji przynosząc wstyd pozostałej dwójce, ale on sam się o to prosił.
-Kochanie, uspokój się- Styles popatrzył na mnie wielkimi smutnymi oczami i musnął opuszkami mój policzek.-On nie jest wart twoich nerwów-to powiedział już szeptem prosto do mojego ucha.
-Liam, zachowujesz się jak dziecko-stwierdziła Peazer wydymając wargi.
-A ona niby nie?-wskazał na mnie, a jego dziewczyna wywróciła oczami.
-Ona ma imię-dolałam tym wtrąceniem oliwy do ognia nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
-Dani, stwierdzam, że oboje zachowują się niezbyt poprawnie-dodał mój chłopak nie zwracając uwagi na to, że wciąż tu jesteśmy.-Skoro skończyliśmy może opuścimy ten lokal, bo jest tu strasznie duszno...
   W odpowiedzi wzruszyłam ramionami i pozwoliłam Haroldowi pomóc mi założyć płaszcz. Zaczekaliśmy jeszcze na pozostałą dwójkę i ruszyliśmy w stronę wyjścia. Wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że najlepiej byłoby przejść się wzdłuż rzeki, a nie po głośnym i ruchliwym o każdej porze dnia Times Square, który był niczym Piccadilly Circus. Wsiedliśmy do taksówki, bo Payner zmowil się z loczkiem, więc nawet gdybym zrobiła awanturę to nic by nie poskutkowała. Osobiście wolałabym pójść jedynie z Harrym, towarzystwo Paynee'go nie było najlepszym rozwiązaniem. Każdy powinienen pójść w swoją stronę ze swoją połówką,a nie całą grupą iść na romantyczny spacer. Tak wiem nic mi nie pasuje, powinnam być bardziej tolerancyjna, w końcu może nie pokłócę się z Payne'em i wszystko będzie znośne.
-Nie złość się, przecież wiesz, że i tak oni nie będą się liczyć jeżeli będziemy razem-szepnął kiedy wsiadaliśmy do środka, na moje nieszczęście miałam miejsce pomiędzy JigglyPuff'em i moim kochaniem. Ten pierwszy cały czas się wiercił i nic mu nie pasowało. Dopiero po kilku minutach stania w korkach opanował swoje ADHD i zaczął mi się uważnie przyglądać, nie zwracając uwagi na Peazer. Ona natomiast była w niego wpatrzona jak w obrazek, nic innego dla niej nie istniało, oprócz jej ukochanego. Nie zasługiwała na niego, powinna z nim skończyć i być z kimś kto szanowałby ją i kochał jak ona jego. Powiedziałabym to jej, ale miałam zwyczaj nie wtrącać się w cudze sprawy, nie zamierzałam się nikomu narzucać, ani otwierać oczu.
-Liz chyba miała racje szybciej dotarlibyśmy tam na piechotę-mruknął znudzony loczek spoglądając na mnie.-Ale skoro jesteśmy już w tej taksówce to powinniśmy dotrwać...
-Aż tak ci się nudzi?-zapytałam posyłając mu subtelny uśmiech. W odpowiedzi skinął głową, a ja zaczęłam bawić się jego loczkami; owijałam je wokół palca, a zaraz potem je zsuwałam.-Nie przeszkadza ci, że cię czochram?
-Lubię jak mnie dotykasz-dotknął mojego kolana, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.-Poza tym tylko ty i Lou możecie się nimi bawić.
-Och-wymknęło mi się, a on położył głowę na moim ramieniu patrząc na mnie z czułością. Kierowca nagle się zatrzymał, tak gwałtownie, że zarzuciło nami.
-Keviny, zanim was wypuszczę moglibyście się podpisać dla mojej córki?-podał kartkę Stylesowi razem z długopisem.
-A jak się nazywa?-zapytał mój Harold, robiąc szybkim ruchem swój podpis.
-Samantha-odpowiedział speszony. Kawałek papieru powędrował do rąk Payne'a i po chwili wrócił znów do rąk taksówkarza.-Dziękuję, może to jej wynagrodzi, że nie zdążyłem kupić jej biletów na Madison Square Garden.
   Mój chłopak się trochę zasmucił, nieoczekiwanie wyrwał papier z rąk mężczyzny i nagryzmolił, że ją kocha i żałuje, że nie będzie jej na ich koncercie, więc zaprasza ją do ich kompleksu. Zwrócił kartkę kierowcy i czekaliśmy na jego reakcje. Najpierw zrobił wielkie oczy, potem przeczytał wszystko jeszcze raz, żeby się upewnić, że na pewno nie majaczy, następnie spojrzał na mnie i Hazze z wielka wdzięcznościa w oczach. Styler jedynie się uśmiechnął jakby robił to codziennie, a ja uścisnęłam jego szczupłą dłoń. 

  
   Odeszliśmy powoli trzymając się za ręce i spoglądając w nasze teczowki. W tyle zostawilismy dwójkę, która zaciekle o czymś dyskutowała, kiedy się odwracałam przyłapywałam Liama na tym, że ukradkowo mi się przyglądał.

   Usiedliśmy na barierce, a właściwie tylko ja tam klapnęłam, a on stał za mną i przytulał mnie do swojego torsu, jakbym była najważniejsza rzeczą na świeciePodziwialiśmy panoramę na miasto z drugiego brzegu Hudson, ale w sumie chyba tylko ja przyglądałam się budynkom odbijającymi się w tafli wody, bo Styles patrzył się jedynie na mnie.
-Kocham cię-mruknął całując jego ulubione miejsce za moim uchem.-Kocham, kocham, cholernie cię kocham.
Nigdy nie oczekiwałam od niego takich wyznań, więc kiedy to powiedział w pierwszej chwili uznałam, że żartuje. Dopiero z każdym kolejnym słowem "kocham" zrozumiałam, że mówi poważnie. Bylam w szoku...Może jednak powinnam dzisiaj mu powiedzieć o ciąży...? W końcu jeżeli mnie kocha to zrozumiałby wszystko, nawet zaistniałą sytuacje. Milczałam przez jakieś dwie minuty i wreszie zdecydowałam się odezwać:
-Ja Ciebie też, nawet nie wiesz jak bardzo.
-To czemu nie powiedziałaś tego od razu?-nie chciał się kłócić, ale sprawiłam mu przykrość tym, że nie odezwałam się od razu.
-Bałam się, że ty tylko tak mówisz, żeby było mi przyjemniej ja sercu, ale dopiero potem zrozumiałam ,że naprawdę mnie kochasz-nie odpowiedział tylko wpił się w moje usta, a ja odwzajemniłam pocałunek równie gorliwie.
-Jak mogłaś tak pomyśleć?-zapytał kiedy się od siebie oderwaliśmy.-Jesteś dla mnie czymś więcej, Liz. Nigdy bym Cię nie wykorzystał, ani nie skrzywdził. Kocham Cię, to chyba powinno wyjaśnić wszystko i z pewnością to nie jest przelotne uczucie, bo trwa odkąd zobaczyłem Cię w restauracji w tym obrzydliwym fartuchu z notesikiem w ręce. Twoja szefowa chciała Cię zabić, a mimo to ty się do nas uśmiechałaś i obsłużyłaś nas z uśmiechem na twarzy. Oddałbym wszystko, żeby cofnąć czas i nie proponować ci tatuśka. Straciłem tym Ciebie, możliwość tego, żebyś mnie pokochała. Później jeszcze wybrałaś Zayna, a do mnie przyczepiła się siostra Niall'a, której imienia już nie pamiętam. Gdybym nie zaproponował tego nic nie wartego "związku" pewnie wybrałabyś mnie zamiast Malika, który i tak cię zranil. Powinienem był cię ochronić przed nim albo chociaż cię ostrzec, ale pewnie i tak byś mi nie uwierzyła.
-Cii...-położyłam palec na jego ustach.-Najważniejsze jest to, że i tak jesteśmy razem.
   Więcej już nie mówiliśmy, nie było potrzeby. Rozumieliśmy się bez słów, wystarczyło spojrzeć w oczy drugiej osoby i wiedziałam już co powiedziałby mi. Jedyne co przerywało ciszę to szmer rozmów Danielle i Paynera.

Od autorki: cześć, czołem. dawno mnie tu nie było, ale najmocniej przepraszam. Wciągnęła mnie praca nad nowym blogiem, który się ukaże kiedy opublikuje na tym blogu 50 rozdział. Najprawdopodobniej pierwszego września dodam 1 rozdział na swojego tumblra. Więc jeżeli ktoś byłby chętny to zapraszam link do tumblra

4 sierpnia 2012

|36|


 Obudziłam się w ramionach Harry'ego, który wciąż spał. Wyglądał tak słodko i uroczo... Jego loczki opadały mu na mądre czoło ,policzki były delikatnie zaróżowione, przypominał dziecko, które po całym dniu spędzonym na przeżywaniu niesamowitych przygód i zabaw zapadło w mocny sen. Właściwie był takim dzieckiem w ciele już prawie dorosłego mężczyzny, w końcu jego osobowość zawsze będzie młoda, na zawsze młoda. Mogę się założyć, że nigdy nie będzie sztywnym czterdziestolatkiem, ani zmęczonym życiem sześćdziesięciolatkiem, wręcz będzie się czołgał ze swoimi wnukami do ostatnich dni. Znając życie będzie się lepiej bawił od nich.
   Co prawda był często oschły, ale jak się go bliżej poznało, był zupełnie innym człowiekiem- opiekuńczym, zabawnym, kochanym i zawsze pełnym radości. Miał swoje wady, ale kto ich nie ma? Może i dąży do swoich celów po trupach, bo nie jest cierpliwy, tak samo pragnął chronić swoje sympatie, nawet krzywdząc przy tym innych. Mimo tego zasługiwał na miłość, zresztą jak każdy człowiek chodzący po tej ziemi.
   Usłyszałam jakiś szmer zza moimi plecami, uniosłam nieznacznie głowę i rozejrzalam się po pokoju w poszukiwaniu źródła hałasu. Ujrzałam Louis'ego grzebiącego w swojej walizce, podniósł wzrok i widząc mnie, już nie śpiącą zatroskał się.
-Obudziłem Cię?-powiedział to takim tonem, że zmiękło mi serce.
-Nie, już wcześniej nie spałam-posłałam mu przyjazny uśmiech i nieznacznie ziewnęłam.-Ktora godzina?
-Tutaj czy w Londynie?-spojrzał na swój zegarek lekko marszcząc brwi z niezadowolenia.
-Tutaj-odparłam szeptem, nie chcąc budzić śpiącego obok mnie loczka.
-Dwudziesta-posłał mi uśmiech i wyszedł z sypialni uważając, żeby przypadkiem nie trzasnąć drzwiami.
   Wróciłam do wsluchiwania się w bicie jego serca, ale tym razem nie chciałam wywoływać jakiegoś szmer, więc przysłuchiwałam się miarowemu rytmowi z odległości kilku centymetrów opierając się na łokciu.
-Jestem aż taki brzydki, że nie możesz ode mnie wzorku oderwać?-zapytał nie otwierając powiek, za to objął mnie ramieniem i położył dłoń na moich plecach.
-Chciałbyś-delikatnie musnęłam jego usta, a on odgarnął niesforny kosmyk z mojej twarzy i założył mi go za ucho. Odsunęliśmy się od siebie i spoglądaliśmy w swoje oczy, ja w jego bezgranicznie szmaragdowe, a on w moje pospolicie szarozielone. Minuty mijały, co chwile uśmiechaliśmy się do siebie dotykajac opuszkami policzka drugiego. Jego długie rzęsy rzucały cienie, tworząc niesamowity efekt. Był idealny, każdy jego pieprzyk, każdy rys jego twarzy sprawiał, że sadziłam, że zaraz obudzę się w brudnym domu na przedmiesciach Londynu, mając przy sobie jedynie młodsza siostrę. Ale smak jego warg był taki realny... Tak samo dotyk jego ciepłych dłoni na mojej szyi czy policzku.
-Jesteś...-zamilkł nie dokończywszy. Położyłam palec na jego karminowych ustach i delikatnie je ucałowałam, w ogóle się nie spiesząc, bo przecież do nas należała wieczność. Czas dla nas nie grał roli, liczyliśmy się tylko my dwoje, żadna osoba nie przeszkodzi nam, nie istnieje żadna Avery, ani Liam ,Zayn czy inni. Byliśmy tylko "My" i nie chciałam tego zmieniać pod żadnym  względem.
-Hazza, wstawaj!-wydarł się Niall, który przerwał tą piękną chwilę, tak jakby utwór Yann'a Tiersena skończył się,a wydobył się głos Nicki Minaj.-Miałeś mi postawić obiad ,a jest już dwudziesta pierwsza!
-Mogę ci dać stówę, a się odczepisz?-zapytał Styles grzebiąc w kieszeni i po chwili wyjmując z niej sto dolarów. Tamten energicznie kiwnął głową i odebrał pieniądze, moment pózniej już go nie było.-To na czym skończyliśmy?-zwrócił się do mnie.
   Nachylił się nade mną nie czekając na odpowiedź. Nie chciał niczego przyspieszać, tak samo jak ja. Całował mnie tak delikatnie, jakbym mogła się rozpaść w każdej chwili. Wciągnęłam głośno powietrze i rozpłynęłam się w jego ramionach. Nie czułam już swoich mięśni, myślałam, że nawet serce przestało zaczęło bić. Jego miłość i pieszczoty były moim narkotykiem, pocałunki uzależniały lepiej, niż kokaina, a kiedy mnie dotykał, czułam się lepiej, niż po tabletkach ectasy. On był moim dilerem, może dlatego... Ucałował mnie w miejscu za uchem, a ja zachichotałam.
-Łaskoczesz-powiedziałam szeroko się uśmiechając, on odpowiedział mi tym samym i potarł swoim nosem o mój. Loczki muskały moje powieki, ale mi to nie przeszkadzało.
   Przez tą chwile zapomniałam o ciąży i wszystkich problemach z nią związanych. Nie wiedziałam jak zachowa się kiedy mu powiem o wszystkim, więc chciałam jeszcze nacieszyć się tymi pieszczotami, aby starczyło do końca moich dni. Musiałam się w końcu zabrać do wyjawienia mojego sekretu, ale nie dziś, nie w tym momencie. To wspomnienie chciałam zachować, jak całował każdy centymetr kwadratowy mojej twarzy i szyi, żebym na starość mogła wspominać smak jego malinowych warg, które teraz oblizywał w charakterystyczny sposób dla siebie.
Położyłam dłoń na jego piersi i przyglądałam się mu uważnie, chciałam zapamiętać każdy rys, każdą zmarszczkę, urocze dołeczki i sposób w jaki opadaly na jego czoło niesforne loczki.
-Zimno ci?-zapytał kiedy zadrżałam.
-Nie-odparłam bez chwili zastanowienia.-Nie mogę nawet mieć dreszczu od twojego dotyku?
-Och ,nie pochlebiaj mi-uśmiechnął się szeroko okazując mi dwa urocze dołeczki.-Chciałaś się przejść, to wciąż aktualne?
-Z chęcią pójdę, ale muszę coś zjeść...-praktycznie rzucił się do drzwi słysząc, że jestem głodna. Nieznacznie uniosłam kąciki ust ku górze widząc jak się stara, powoli podniosłam się z łóżka i poczłapałam w stronę gdzie pobiegł Harry.
-Chcesz zjeść tutaj czy na dole w bufecie?-zapytał nerwowo szukając swojego zagubionego buta.-Czy wolisz na mieście?
-Obojętne-odparlam podając mu zgube leżąc na środku dywanu.-Byle coś slodkiego. Twoja siostra wpychała we mnie tylko zdrową żywność-wzdrygnęłam się na myśl o wegetarianskiej lasanii.
-Czyli już dobrze poznałaś jej specjał?-zaśmiał się wkladajac buta przy tym się przewracajac. Zrobiłam facepalm'a i pomogłam mu wstać.-Już spróbowałaś jej przysmaku, Lasange po wegetariańsku?
   Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo z pokoju, przy którym stałam wyszła Danielle. Była niższa ode mnie, ale ja się nie dziwiłam, jedyna osoba, z którą ostatnio się zadawalam i była ode mnie wyższa to Hazza, z Liamem byłam na równi, a Niall sięgał mi do ramion. Mimo tego, że była niska była idealna, no może jedynie do nosa przyczepiłabym się, ale reszta, jej rysy, włosy, figura i jej nogi sięgające do nieba były bez zarzutu, wręcz jej zazdrościłam.
-Z tego co zrozumiałam idziecie gdzieś na kolację-wybudziłam się z transu i zdałam sobie sprawę, że przez ostatnie pół minuty bezczelnie się na nią gapiłam.-Może wyszlibyśmy gdzieś we czwórkę, ja, Liam i wy?
-Dani, daj spokój-usłyszałam z wnętrza sypialni głos Payne'a.-Pewnie sami chcą spędzić wieczór, a ty im przeszkadzasz...
-Ja nie mam nic przeciwko, a ty, Liz?-w odpowiedzi wzruszyłam ramionami i przyjaźnie się uśmiechnęłam do Peazer.
-No to za chwile się widzimy-powiedziała, a ja skierowałam się do swojej walizki. Zaczęłam grzebać w jej wnętrzu, rozrzucając przy tym różne ubrania.
-Co ty robisz?-zapytał zdziwiony, on sam założył jedynie na pogniecioną koszulkę czarny trencz od Burberry.
-Nie widać? Szukam czegoś odpowiedniego-wciąż przerzucałam kupki w poszukiwaniu sukienki, która na pewno spakowałam.-Skoro jestem brzydka muszę przynajmniej nadrobić ubiorem, chociaż tak czy siak będę wyglądać jak kopciuch przy Danielle...
-A nie pamiętasz zakończenia Kopciuszka, ona staje się księżniczka, przy okazji też jest piękna mimo czarów dobrej wróżki...
-Dobra, będę brzydką siostrą z dużą stopą-odparłam wywracajac oczami.-Mogłabym przysiąc, że ją spakowałam...
-Czego szukasz?-stanął obok mnie i przyjrzał się rozrzuconej zawartości bagażu.
-Sukienki-powiedziałam krótko.
-Daj spokój, idź w tym co masz, tylko załóż jakąś kurtkę,bo noce są zimne...
-Tak myślisz?-chciałam się upewnić, czy na pewno w prostym stroju podołam na pewno pięknemu otutfitowi Peazer. Ale w sumie ważne, żeby mu się podobało, tylko na jego zdaniu mi zależało.-Skoro tak uważasz wezmę ten płaszcz, w którym przyjechałam i możemy iść.
Chwyciłam pasujacy szalik do trenczu, bo nigdzie nie moglam znaleźć kurtki, która zapewne jak sukienka gdzieś zniknęła. Spojrzałam na Hazze i mimowolnie posłałam mu subtelny uśmiech. Podszedł do mnie i położył ręce na moich biodrach, nachyliłam się ku niemu, a on wpił się w moje wargi. Drzwi się uchyliły, kątem oka dostrzegłam, że jest to Payne. Udał, że nie zauważył tego, że całowałam jego przyjaciela tylko odparł chłodno:- Jesteście gotowi?
   Harry chwycił moja dłoń i splótł nasze palce. Ruszyliśmy cały czas się do siebie szczerząc, nawet nie wiedząc dlaczego.


Od autorki: Co tam u was, moje skarby? Jak tam wakacje? 
Milkę ogarnia i pisze już naprawdę końcowe rozdziały, o dziwo przełamałam się i napisałam w jeden wieczór 46 rozdział ;D a teraz dopiero zaczęłam pisać 47 xd 50 mam w połowie skończony, więc zostało mi dwa i pół rozdziału do napisania <333 \
Kocham was 
xxx
wyróbcie dla mnie tą normę 8-9 komentarzy, bo ostatnio były czy, a ja naprawdę się staram <3