Londyn-mój dom; zawsze zachmurzony i deszczowy, ale jednak to tu się wychowałam i będę zawsze dobrze wspominać kałuże przed domem, które przeskakiwałam będąc jeszcze w wieku Pauline. Wracałam wspomnieniami do tych beztroskich chwil z nutą melancholii, która towarzyszyła mi już od dłuższego czasu, właściwie odkąd przeprowadziłam się do tego zaniedbanego bliźniaka. Sprawiał wrażenie przytulnego, ale nigdy mi nie zastąpi mojego prawdziwego rodzinnego gniazdka, gdzie się wychowywałam wraz z dwójką rodziców. Niestety byłam taka głupia i pozwoliłam go sprzedać ciotce, żeby teraz móc samodzielnie zamieszkać z młodszą siostrą w małym i przesiąkniętym wilgocią baraku. Od czasu kiedy poznałam chłopców coraz rzadziej spędzałam tu czas, bo zawsze gdzieś mnie wyciągali albo zapraszali do siebie, oczywiście nie maiłam nic przeciwko temu, że sami często tu siedzieli.
Na przykład teraz- rodzeństwo Styles i Niall wraz z Tomlinsonem. Wszyscy zajmowali się mną, bo wciąż odczuwałam nieprzyjemne skurcze u dołu podbrzusza. Ja twierdziłam, że nic mi nie jest, ale pozstała czwórka chciała mnie już wysyłać na OIOM. W końcu po prawie godzinie doszliśmy do wniosku, że zawiozą mnie do mojego ginekologa i dopilnują żebym weszła do gabinetu. Ja byłam przeciwko tak dużej eskorcie, ale nie mogłam nic poradzić, no w sumie mogłam, ale nie maiłam na to siły, więc z trudem wybłagałam Dominique żeby po cichu wsadziła mnie do taksówki, skąd sama dojadę do kliniki.
Siedzenie na niewygodnych siedzeniach taryfy nie trwało długo, bo korki o tej porze jeszcze nie dotarły do części Londynu gdzie znajdował się budynek kliniki. Był ogromny, biało-szary z wielkimi oknami, ale przypominał praktycznie każdy szpital w Wielkiej Brytanii. Kilkoma krokami pokonałam odległość od krawężnika do automatycznych drzwi i poczułam przyjemne ciepło, na dworze było mokro i zimno, a ja nie wzięłam nawet płaszcza. Podeszłam do kontuaru, gdzie stała uśmiechnięta dziewczyna, niewiele ode mnie starsza w białym kostiumie.
-Pani Stweart?-zapytała wciąż sztucznie się do mnie uśmiechając; w odpowiedzi skinęłam głową i głośno przełknęłam ślinę.-Pan Sterling już na panią czeka w swoim gabinecie.
Przyjęłam informację do wiadomości kiwając niezbyt inteligentnie głową; skierowałam się w stronę białych drzwi, przed którymi jeszcze niedawno oczekiwałam na wizytę, na którą umówiła mnie Dominique. Tym razem nir tylko ona mnie zmusiła, Harry też nalegał, żebym wybrała się do lekarza, bo nie może już patrzeć jak się męczę. Chyba tylko dlatego tutaj jestem.
Zanim zdążyłam przekręcić gałkę, drzwi same się uchyliły, a w nich stanął wysoki mężczyzna, którego oczy wciąż pamiętałam, nawet myślałam nad nimi pewnej nocy. Ale potem jakoś mi wypadło z głowy, zresztą jak wszystko inne.
Usiadłam na śnieżnobiałym krześle przy biurku i spojrzałam na doktora. Zerknął w moją kartę, a jednocześnie zakładał jednorazowe rękawiczki do badania. Był zdziwiony kiedy podniósł wzrok na mnie i zdał sobie sprawę, że jeszcze nie jestem gotowa do badania.
Ubrana czekałam już na wyniki jakie mi przekaże doktor Sterling, nie miał jakiejś zadowolonej miny, coś było nie tak.
-No więc, moja droga Elizabeth, nie jest za wesoło. Masz takie kłopoty jak twoja mama, najwyraźniej choroba genetyczna, na którą niewiele możemy zdziałać. Proszę cię, żebyś się oszczędzała, najlepiej leżała i nic innego nie robiła, oczywiście bez stresu, więc radziłbym żebyś jakieś wyciskacze łez czy filmy akcja odłożyła na kiedy indziej-odłożył długopis i spojrzał mi prosto w oczy.- Nie wiem czy nawet donosisz to dziecko, jeżeli tak to będzie cud, nawet jeżeli urodzisz dwa miesiące przed terminem... Miałem ci coś jeszcze powiedzieć, ale ze względu na ten stan nie będę cię denerwować...-podniosłam wzrok i pewnym głosem odparłam:
-Nie, proszę kontynuować, postaram się zachowac spokój w każdej sytuacji.
-Nie wiem jak ci to powiedzieć, od czego zacząć, jest tyle rzeczy jakie mam ci do powiedzenia, ale nie mogę ci przecież wszystkiego na raz powiedzieć, szczególnie teraz...-przerwał, ale po chwili przełknął głośno ślinę, aż jabłko adama mu podskoczyło do góry, później spojrzał na mnie.-Gdyby to wszystko było takie proste... Twoja matka była jeszcze taka młoda, ale kiedyś twój ojciec wyjechał na dwa lata, pracował za granicą, na stałym kontynencie, chyba w Holandii o ile się nie mylę. Opiekowałem się twoją mamą, byłoby wszystko bez zarzutu, gdyby nie jedna noc...
-Chce pan powiedzieć, że moja mama przespała się z panem?-zrobiłam wielkie oczy,ale starałam się opanowac każde emocje. Przecież to normalne, że kiedyś matce się zdarzyło, ale dlaczego dowiaduję się o tym od jej kochanka?
-Tak, nie inaczej i było to jakieś 20 lat temu...-teraz wszystko się rozjaśniło, każde niedopowiedzenie było jasne. Gwałtownie podniosłam się i niewiele myśląc wybiegłam z gabinetu, biegłam korytarzem przepychając się po przez kobiety w ciąży, nie wiedziałam co mam robić, a tym bardziej kiedy po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Na ulicy było mi zimno, ale nawet się nie trzęsłam, szłam przed siebie nic nie widząc co mam pod nogami.
Szłambym dalej, gdyby czarna karoseria we mnie nie wjechała. Nie pamiętam nic z tamtej chwili, mnóstwo krwi, kierowca, który mnie tylko objechał i pojechał dalej. Potem ciepłą dłoń na moim bladym czole i rozedrganym ciele, chwile później przebłysk czarnych włosów, które musnęły moje mokre policzki. W ogół mnie było niewyobrażalnie głośno, ale ja i tak myślałam tylko o ilości krwi, która była w okół mnie. Była aż tak duża, aż straciłam przytomność.
Obudziłam się w łóżku, które dobrze znałam, spałam tu jak miałam dość samotności i przyjeżdżałam do ciotki. Znałam ten dom świetnie, a szczególnie te cztery ściany, biały sufit z zabitą muchą od południowej strony, którą zabiłam kilka miesięcy temu rzucając butem w pająka, ale nieszczęściem trafił w innego robala. Chciałam się podnieść, ale nie mogłam, byłam cała obolała, szczególnie nogi i brzuch mnie bolały. Dotknęłam swojego podbrzusza w oczekiwaniu małej piłeczki, ale nic tam nie było, tylko wielkie otarcie, jakby coś we mnie wjechało, jakiś rower czy coś... Nie pamiętałam niczego z tego co się wydarzyło, oprócz krwi, było tyle krwi... Drzwi się uchyliły i do środka wślizgnęła się wysoka brunetka z kocem w jednej ręce, a w drugiej z kubkiem herbaty, czy czegoś parującego.
-Żyjesz jeszcze?-zaśmiała się i usiadła w nogach łóżka, na skraju materaca.- Dobrze się czujesz? Nic cię nie boli? Dzwonić po lekarza?
-Dlaczego ty zadajesz pytania?-zapytałam zdziwiona, starając się podnieść do pozycji siedzącej, ale wszystko mnie bolało.- To ja nic nie wiem i nie pamiętam.
-Nic?-była lekko zaszokowana, nie spodziewała się tego.- Kompletnie nic? Nie czujesz nawet nic?
-Może ty mi wyjaśnisz, o co ci chodzi? Co mam czuć, kuje mnie coś w podbrzuszu i nogi mi drętwieją, psychicznie czuję jakąś pustkę...-Mari miała dość wysłuchiwania się mnie i w moje jęki, które raczej nie miały sensu.
-Ellie, poroniłaś-odpowiedziała głosem, który nie wyrażał nic, cholernie nic. Nie miał żadnego wyrazu, tak jak twarz mojej kuzynki siedzącej naprzeciwko mnie. To nie mogła być prawda, jak ja mogłam, to wszystko przeze mnie. Jak ja mogłam. Chciałam wstać, ale zamiast tego sturlałam się na podłogę z płaczem. Nie miałam już swojego dziecka, stąd ta krew, bo nogi miałam tylko posiniaczone, nic więcej.
Wczołgałam się pod łóżko i zwinęłam w mały embrion, widząc, że Miyu chce do mnie dołączyć warknęłam na nią, że chcę pobyć sama. Musiałam przez to przejść w samotności, jak ja teraz to powiem Harry'emu? Załamie się, nie mogę mu sprawiać przykrości. Nie pozwolę żeby się dowiedział, może jak wróci mu o wszystkim powiem, ale nie teraz. Nie dziś, nie jutro. Będę to ciągnęła jak długo się da, nie chcę z nim stawać twarzą w twarz i mówić mu, że dziecko, na którym nam zależało obojgu zginęło. prze mnie, gdyby nie ja i moja bezmyślność w przechodzeniu przez ulicę, pewnie wszystko byłoby w porządku, ale oczywiście nie, ja wszystko muszę zepsuć, w tym przypadku zabić.
Byłam okrutnym człowiekiem, nie powinnam tutaj być, była przecież owocem zdrady matki, wolałabym, żeby moje dziecko było tutaj zamiast mnie. Nie zasługiwałam na nic, powinnam zginąć, a nie teraz kulić się pod łóżkiem w kotach kurzowych i skarpetkach, które tu zostawiałam, ale teraz mi było wszystko jedno. Mogłam umrzeć w takich warunkach, byle nie musieć znosić codziennie tej myśli, że to przeze mnie zginęło moje maleństwo, a Hazza się załamie. Moja strata byłaby mniejsza niż, naszego maleństwa, które właściwie nie było jego, ale Zayna czy Liama, nawet nie miałam jak się o tym przekonać. Serce mi mówiło, że zamordowałam dziecko Payne'a, byłam jeszcze bardziej wyrodna, przecież on by je tak pokochał...
Zauważyłam czyjeś bose stopy na panelach, nawet przez łzy mogłam dostrzec kolorowy lakier na paznokciach, nawet na tym najmniejszym. Tylko Dominique malowała się w ten sposób, nikt inny nie wyjeżdżał za linie, ale ona malowała praktycznie cały palec lakierem.
-Ells, wyłaź, nie mam zamiaru cię szukać, nie zrobię ci krzywdy, po prostu chcę cię przytulić, bo wiem jak ci jest ciężko...
-Gówno wiesz-odwarknęłam i skuliłam się mocniej, chciałam się gdzieś schować, żeby nikt mnie nie znalazł, ale jedyne co mi pozostawało to czekać, aż siostra Styles'a odejdzie.
Od autorki: Z góry przepraszam za tak długie odciąganie się z dodaniem czegokolwiek i gdziekolwiek, naprawdę mój leń twórczy ma aktualnie dziwną odmianę, dużo pisze, jednakże nie chcę się tym dzielić, szczególnie na tym blogu, kiedy wiem, że wszystko skończy się w kilku kolejnych rozdziałach więc wybaczcie mi moje dziwne zachowanie, ale przywiązania ciężko się pozbyć.
Jeżeli ktoś chce być na bieżąco to zapraszam na opowiadanie Caretaker , a także na dniach pojawi się świąteczny shot, zatytułowany 17th of December
3 komentarze:
Oo boże ona poroniła..tego się nie spodziewałam :< jak zwykle zaskakujesz :3 może dostaniesz wenę pod choinkę ? Sorki moje głupie myślenie się uruchomiło. Lova ya <3 twoja fanka #1 @annancur <3
Smutne
Zapraszam na 12 rozdział:D Wielkie Come back:D i prosze o szczere opinie w komentarzu:* http://it-say-me-desire-that.blogspot.com/
Prześlij komentarz