29 sierpnia 2012

|39|

  Czułem się przez nią...oszukany? Tak, to chyba było najlepsze określenie. Ukrywała to przede mną... Ale przecież my w ogóle ze sobą nie spaliśmy, więc czyje jest to dziecko, skoro z pewnością nie moje? Jest wiatropylna czy co? Może zaszła w ciążę pozamaciczną z podłogą. Dzisiaj dotykałem jej brzucha, był płaski, a nie wydęty jak balon... Nic już z tego nie rozumiem. Jeszcze wpatrywała się w mnie swoimi wielkimi szarozielonymi oczami, pełnymi smutku. Przed chwilą obiecywałem jej, że nie pozwolę jej skrzywdzić, a sam to zrobiłem. Ale to ona mnie oszukała, żerując na mojej miłości. Może jednak powinienem był zastosować się do rady Lou... Miałem mętlik w głowie, więc nie myśląc chwyciłem jakieś spodnie leżące na fotelu i w pośpiechu się ubrałem. Ona jedynie patrzyła na mnie starając się ukryć łzy spływające po policzkach.


  Koszulkę już założyłem w windzie, dopiero będąc na dole zwróciłem uwagę, że jestem bosy. Nie miałem siły iść na górę i patrzeć na jej żałosną minę, więc podszedłem do konsjerża i poprosiłem o załatwienie dla mnie jakiś butów. Poczekałem kilka minut i już miałem na nogach uwierające vansy. Nie narzekałem, mogłem przecież iść boso przez ulice Nowego Jorku, a tego wolałbym uniknąć, tak jak spotkania z Liz. Wybiegiem na ulice, intensywnie żółta taksówka zatrąbiła przyprawiając mnie o jeszcze większe zdenerwowanie. Każdy dźwięk mnie irytował, a co dopiero tak wkurzający, ciągły odgłos klaksonu. Wzdrygnąłem się, ale chwilę później biegłem chodnikiem wymijając zajętych swoim życiem nowojorczyków, co jakiś czas zatrzymywały mnie moje fanki błagając, żebym się z nimi sfotografował lub podpisał.

Po jakiejś godzinie wylądowałem na moście w Central Parku i przyglądałem się zakochanym parą, które pływały w łódkach po stawie śmiejąc i uśmiechając się do siebie. Chyba każdy się uwziął dzisiaj na mnie, nawet Keviny, bo zdążyły mnie obsrać już dwa razy. Jeszcze teraz zaczął padać deszcz, no pięknie. Nic mi nie pozostało jak przeczekać burzę.


    Zostałam sama, dopiero po jakiś dziesięciu minutach zbiegłam po schodach przeciwpożarowych w poszukiwaniu Hazzy, ale kiedy znalazłam się już w lobby, jego już tam nie było.
Zupełnie inaczej to sobie wyobrażałam. Myślałam, że jak to powiem on uśmiechnie się tylko i powie, że niezależnie od wszystkiego będzie ze mną, ale pomyliłam się co do niego. Chyba jak zwykle, byłam zbyt łatwowierna, nie powinnam tu nawet przyjeżdżać. Może sama ułożyłabym sobie życie w Londynie, już tyle kobiet poradziło sobie z rolą samotnej matki, więc czemu mi nie miałoby się udać? Byłam silna, we trójkę dalibyśmy radę, ja, Pauline i maleństwo. James dałby mi urlop macierzyński, więc może poradziłabym sobie w kwestii finansowej. Ciotka też siedzi całymi dniami w domu, więc od czasu do czasu mogłaby się zająć małym. W każdym razie nie potrzebowałam do niczego Harry'ego Styles'a, radziłam sobie dotychczas, przetrwam resztę.
   Wycieńczona opadłam na fotel i po prostu się rozpłakałam. Bez Hazzy nie poradzę sobie, był i jest moim światem. Kochałam go, pokładałam w nim wielkie nadzieje, ale on najwyraźniej nie chciał ze mną współpracować. Jego siostra i przyjaciel pomylili się co do niego. Nie chciał mnie, a tym bardziej z dzieckiem. Poczułam czyjąś ciepłą dłoń na moim prawym ramieniu. Podniosłam wzrok na osobę, która przybyła do wielkiego, zimnego hall'u. Byli to Danielle i Louis. Przykucnęli obok mnie, ona podała mi chusteczki, a on przyjaźnie się uśmiechnął. Miałam w nich poparcie, co prawda Lou stał po stronie swojego najlepszego przyjaciela, wiedział, że Styles zachował się jak dupek i nie zamierzał go bronić.
-Tommo, czy ona wie...?-zapytałam ocierając słone krople.
-Częściowo-odpowiedział niezbyt zadowalająco.-Wie tylko, że jesteś w stanie błogosławionym, ale nie wie....
-Z kim, bo widząc jak Hazza zareagował, mogę się jedynie domyślać, że nie jesteś z nim-przerwała Boo Bear'owi przyjaźnie się do mnie uśmiechając.-Pewnie jesteś w ciąży z moim chłopakiem lub Zaynem, zrozumiem jeżeli będzie Liama. Wiem jak bardzo cię kocha i najpewniej wciąż coś do ciebie czuje.
-Szczerze mówiąc sama nie wiem, równie dobrze może być Malika i jego-skierowałam słowa do szatynki z pięknymi lokami.- Jak na razie jesteś czwartą osobą, której to mówię i chcę żeby tak pozostało ,pewnie nie chcesz mieć przed nim tajemnic, ale w tej sprawie proszę o dyskretność.
-Masz to u mnie załatwione-stwierdziła bez namysłu.-Możesz na mnie liczyć tak samo jak na Lou.
-Dziękuję-powiedziałam to do obojga.-W związku z tymi okolicznościami jakie nastały, nie mam zamiaru dręczyć Harry'ego swoją obecnością, wracam do Londynu.
-Nie mówisz poważnie...Praktycznie więcej spędzisz czasu w podróży niż tutaj byłaś...-chciała mnie przekonać.-Ale jeżeli to ma ci ułatwić życie, pomożemy. Prawda, Louis?
-Zaraz zapytam konsjerża ile da się zrobić...-opuścił nas i podszedł do kontuaru.
   Dzięki Tomlinson'owi już po godzinie miałam bilety powrotne. Byłam już spakowana, bo praktycznie niczego nie wyjmowałam, oprócz zestawu ubrań i kosmetyczki. Dani była naprawdę aniołem, doszłam do wniosku, że Liam pod żadnym względem na nią nie zasługuje. Jest idealna pod każdym wzgeldem i z pewnością nie tylko ja tak uważam. Pomogli mi spakować się do taksówki, która miała mnie zawieźć prosto na lotnisko imienia J.F. Kennedy'ego. Przytulałam własnie Louisego, kiedy znad jego ramienia ujrzałam Payne'a. Zdziwił mnie jego widok, szczególnie z taką skruszoną miną.
-Możemy porozmawiać?-zapytał wymijając swoją dziewczynę i idąc prosto w moją stronę.-Na osobności.
-Taryfa czeka...-chciałam się wykręcić, ale kierowca machnął ręką, a ja już nie miałam argumentów.
-Na osobności...-spojrzał wymownie na dwójkę, która wycofała się do budynku.-Ellie, wróć do mnie słyszałem co Lou mówił do Danielle... Kocham cię, chcę wychowywać najprawdopodobniej nasze dziecko-dotknął mojego policzka, ale ja go odepchnęłam.
-Jeżeli chciałbyś zauważyć masz dziewczynę, która jest w ciebie wpatrzona jak obrazek. Jak byłbyś ze mną też byś się tak zachował wobec mnie, jak teraz wobec niej?
-Proszę, weź moją propozycję pod uwagę-powiedział ściszonym głosem, kiedy siedziałam już w samochodzie.-Nie zapominaj, że wciąż będę na ciebie czekać...
Taksówka ruszyła zostawiając go w tyle jak wszystko inne. Obejrzałam się jeszcze raz  i stwierdziłam, że nie powinnam tu przyjeżdżać. Zdawało mi się, że w oddali słyszałam, jak ktoś woła mnie zdrobnienieniem "Liz", ale skręciliśmy i nie mogłam już ujrzeć osoby, która najpewniej wołała kogoś innego.



   Narzuciłem kaptur bluzy na głowę, żeby ukryć swoją tożsamość przed setkami mijanych ludzi, którzy najprawdopodobniej nie widzieli niczego, oprócz czubka swojego nosa. Powoli się ściemniało, a ja wciąż szwendałem się po ulicach Upper East Side, nawet nie wiedziałem skąd znałem tą nazwę. Skręciłem w Fifth Avenue i skierowałem się w stronę naszego hotelu, błądząc po drodze, bo wszedłem w inną przecznicę. Nie był to Londyn, który od niedawna znałem bardzo dobrze, ale ogromny Nowy Jork, gdzie nikogo nie znałem. Drzwi otworzył mi miły człowiek w liberii, ale ja nawet nie skinąłem mu głową. Coraz częściej zaczynałem ignorować ludzi, praktycznie w każdym widziałem psycho-fana czy morderce. Może byłem przewrażliwiony na punkcie zła na tym świecie, muszę się zapisać na jakaś terapię...
Oddałem buty konsjerżowi i pobiegłem w stronę windy. Chciałem ujrzeć znowu moją Liz i powiedzieć jej, że moje zachowanie było szczeniackie i nie odpowiedzialne. Prosiłbym ją na kolanach o przebaczenie, obiecując, że wychowam to dziecko jak swoje, bo kocham dziewczynę ,która nosi je w swoim łonie. Nie powinienem był jej ranić, szczególnie jeżeli jest w takim stanie, ale oczywiście ja najpierw robię potem myślę. Nie chciałem czekać na windę, więc użyłem schodów. Kiedy dobiegłem na górę zastałem w korytarzu jednie dwie Irlandki, których imion nie pamiętałem i Nialler'a. Zajrzałem do mojej sypialni, ale nie znalazłem tam mojej kochanej szatynki.
-Niall, gdzie jest Liz?-zapytałem zaglądając do każdego pomieszczenia.
-Stary, właśnie wyszła i potem jeszcze biegł za nią Liam... Nieźle narozrabiałeś, skoro przez ciebie tyle łez wylała.
-Gdzie jest?-zapytałem zdenerwowany, praktycznie cały się trząsłem, a flegmatyzm Horan'a jeszcze bardziej mnie wkurzał.-Wyszła gdzieś?
-To ty nie wiesz?-uniósł wysoko blond brwi.-Teraz pewnie wsiada do taksówki, która zawiezie ją na lotnisko.
   Zacząłem ostro kląć, moja miłość ucieka ode mnie przez moje zachowanie godne nagany. Na szczęście tym razem winda nie nawaliła, ale zatrzymywała się co dwa piętra. Z tego wszystkiego ręce mi się trzęsły jak u kolesia z parkinsonem. Jeszcze minuta ,a ona odjedzie i nigdy już mi nie wybaczy, a następną okazję żeby ją przeprosić będę miał dopiero pod koniec kwietnia. Przepychałem się pomiędzy staruszkami z Niemiec, które przyjechały pozwiedzać to miasto. Zbeształy mnie, ale ja się nie przejąłem tylko przeraziłem się widząc Louis'ego i Danielle wracających na gorę.
-Harry, co ty tu...?-zaczął mój przyjaciel.
-Pojechała już?!-zapytałem wciąż w biegu. Facet w liberii otworzył mi drzwi i pokręcił z niedowierzaniem głową. Na chodniku stał tylko Payne spoglądając w dal.
-Gdzie ona jest?!-zacząłem szarpać go za koszulę starając się obudzić go z letargu. On jedynie wskazał palcem jedną z odjeżdżających taksówek. Momentalnie w oczach stanęły mi łzy, wszystko stracone...A może uda mi się ją dogonić?
   Znów ruszylem biegiem drąc się 'Liz, Liz!', ale to nic nie dawało, nawet nie wyjrzała przez uchylone okno. Samochód skręcił i ujrzałem jej profil. Jak spodziewałem się była smutna, ale już nie mogłem nic na to zdziałać, ja zwalniałem tempo swojego biegu, a auto zwiększało swoją prędkość. Straciłem ją z oczu, ale to nie oznaczało, że na zawsze. Rzuciłem się pod koła jakiejś taryfy i wypchnąłem ze środka jakąś kobietę, błagając kierowcę o dogonienie taksówki ginącej w morzu innych. Przez cały czas po moich policzkach spływały strumienie łez. W głębi duszy modliłem się, żebym złapał ją na lotnisku. Ale na jakim terminalu będzie? Szukanie go zajmie mi mnóstwo czasu. Wybrałem numer Louis'ego i zacząłem się na niego drzeć jak mógł ją puścić. On w przeprosinach coś mruknął i podał mi jej terminal i bramkę. Leciała naszymi krajowymi liniami, więc może uda mi się przekonać ludzi z obsługi, żeby mnie pościli.



   Dotarłem na lotnisko po godzinnym staniu w korkach, przepychałem się potykając się o własne stopy. Modliłem się, żebym ją znalazł, muszę to zrobić inaczej stracę ją, a do tego nie mogłem dopuścić. Pytałem ludzi o wysoką szatynkę z charakterystyczną granatową walizką, ale oni jedynie robili wielkie oczy na mój widok. Żaden z trzech facetów, których pytałem nie zdołał mi odpowiedzieć poprawnie. Wreszcie znalazłem British Airways, ale jej tam nie było. Szła już do kontroli celnej. Krzyczałem jej imię, spojrzała na mnie przez ramię, ale już nie zawróciła  Zostałem sam, na środku lotniska ze łzami w oczach. Oddałbym wszystko, aby cofnąć czas i móc zdążyć chociaż ją przeprosić, ale już nie miałem na to szansy. Rzuciłem się jeszcze raz biegiem wrzeszczałem 'Liz, wybacz mi' zachrypłym głosem od darcia się przez ostatnie dziesięć minut. Odwróciła się i kwaśno się uśmiechnęła.
-Kocham Cię!!!-mimo moich starań nie usłyszała tego.
Wszystko stracone, moja miłość ode mnie odeszła... I nigdy mi nie wybaczy.

Od autorki: To macie coś na w rodzaju rozdziału z akacją. Może się nie podobać, bo kiedy pisałam te rozdziały miałam głowę zajętą jeszcze pseudo-miłością do znajomego ze szkoły, czyli gdzieś w okolicach maja. 
Oficjalnie mówię już, że od kilku dni mam napisany 50 rozdział, który kończy przygodę Ellie z 1D, jak się wszystko skończy zobczycie pewnie w listopadzie/grudniu. Może wcześniej jak zepniecie piękne dupy i zostawicie komentarz, bo już nie wiem dla ilu osób piszę, bo wyświetleń przybywa, a komentarzy praktycznie nie.
Na koniec BŁAGAM WAS o odpowiedzenie w ankiecie na górze czy Rosewood House Mam prowadzić na tumblrze czy bloggerze, bo od was będzie to wszystko zależeć. 
Skończyłam swoją męczącą wypowiedź.
Dziękuję, dobranoc
Informować cię=zostaw nick z twittera ( czy cokolwiek innego z kontaktem do cb)

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Zakochałam się w tym blogu <3 daj szybko kolejny :) niecierpliwie czekam na następny.x Tala

Flu pisze...

Jejciu jejciu .. albo jestem beksa albo ten rozdział był smutny.;c
jOjejujeju błagam o następny <3 ;D

polkakil pisze...

No prawie się popłakałam na koniec ;(
BOSKI !

hipsta pisze...

...MATKO! Jaki cudowny rozdział! kocham ten blog, jest moim ulubionym, chciałabym zeby nigdy sie nie konczyl, ale wszystko z czasem sie kończy. :) ten blog mnie uwiódł! *.* @Styles_smilexx . xxxx

Anonimowy pisze...

O moja matkuniu to jest poprostu poezja wj no blagam niech ona wybaczy harremu no plixxxx kocham to locham cie jak to piszesz i kocham ten zwiazek harrego z ellie blagam nieh oki sie zejda!!
Czekam na nn

dusia_PL pisze...

:((( szkoda, że Harry zareagował tak , a nie inaczej.. i ta propozycja Liama.. xD no jestem ciekawa jak to będzie z Elizabetth po powrocie do Londynu. Czekam na NN : )

The Cloud Catcher pisze...

Chyba każdy się uwziął dzisiaj na mnie, nawet Keviny, bo zdążyły mnie obsrać już dwa razy. Jeszcze teraz zaczął padać deszcz, no pięknie. Nic mi nie pozostało jak przeczekać burzę - To jedyny moment w tym rozdziale, kiedy na mojej twarzy gościł uśmiech. Resztę zajmują łzy, które spływają po fakturze mojego zaróżowionego policzka. Nie chcę płakać! Nie lubię! Jednak gdy czytam coś takiego, moje myśli i uczucia stają przeciwko mnie. Same wiedzą lepiej, co jest dla mnie lepsze. Czasami boję się tego. Boję jak reaguję na Lizzie i słowa Harry'ego. Bałam się, jak zareaguje Danielle, ale teraz widzę, że przyjęła to spokojnie. Nie chcę widzieć walki Zayna i Malika... Ciągle łaknę więcej historii, ciągle potrzebuję więcej słów. Czy to normalne? Dzisiaj, o 3 w nocy włączyłam bloggera z twoim adresem i zaczęłam czytać to od początku. Skończyłam na piątym rozdziale i przyznam szczerze, że nie potrafię dalej. Chęć poznania, i niewiedza sprawia, że tylko bardziej się irytuję. A tego nie chcę. Nie chcę końca tego opowiadania!
Ale obiecuję, że będę cierpliwie czekać... Tyle, ile potrzeba. <3
Love xx
JBluvsBabycakes

Ania pisze...

Rozdział z akacją xD super jak zawsze :3